"Zamieszanie w temacie płci. Gender. Transpłciowość. Marsze równości. LGBTQ+. Te tematy są mocno widoczne w mediach. A co na temat płci mówi w swojej filozofii społecznej judaizm?" - pyta na łamach "Forum Żydów Polskich" Paweł Jędrzejewski.

 

"Wartością, wynikającą z Tory jest staranne wyodrębnienie płci, przypisanie im społecznych ról i dbanie o to, by nie zacierały się różnice między kobietą i mężczyzną. Judaizm postrzega bowiem twórczą rolę odrębności pomiędzy obiema płciami. Twórczą w życiu pojedynczego człowieka, ale także w ogólnym rozwoju cywilizacyjnym. Żeby ludzie mieli sobie co nawzajem dawać, muszą się od siebie różnić, bo wtedy każde ma do dania to, czego nie ma drugie" - wskazuje.

"Ta odrębność, wszechstronnie podkreślana w judaizmie, nawiązująca do naturalnych różnic psychologicznych (kobiety i mężczyźni nie różnią się od siebie wyłącznie budową anatomiczną) i wynikających z nich odmiennych ról kulturowych i społecznych, czyni możliwym funkcjonowanie rodziny. Pomaga w wydobywaniu z ludzi tego, co najlepsze w wymiarze odpowiedzialności i przełamywania egoizmu, a – przede wszystkim – stwarza najlepsze warunki do wychowania dzieci. Poddaje je wpływom zarówno ojca jak i matki – dwóch odmiennych, ale uzupełniających się wzorców – co daje największe szanse na możliwie pełny rozwój ich osobowości. Tylko matka i ojciec mają do zaoferowania dziecku to, czego nikt inny nie może mu dać" - pisze Jędrzejewski.
Jak podkreśla: "Dlatego Tora, z jednej strony, w pierwszej księdze (Bereszit/Rodzaju) podkreśla, że mężczyzna i kobieta dopiero razem tworzą pełnego człowieka, a z drugiej – czyni wiele, na różnych poziomach (zaczynając od tak podstawowych jak odróżniający płcie sposób ubierania się), aby zapobiec zatarciu się odrębnych tożsamości mężczyzny i kobiety".

Jędrzejewski wskazuje, że płeć jest zarówno naturalna, jak i kulturowa; o płeć kulturową trzeba po prostu dbać, bo gdy się rozpadnie, to zagrożeniu ulega cały nasz społeczny świat. Tego domagał się zawsze judaizm.

"Współcześnie obserwujemy zjawisko dokładnie przeciwne. Płeć znaczy w krajach Zachodu coraz mniej. Jest systematycznie eliminowana z życia. Konsekwentnie więc, jesteśmy świadkami działań, których celem jest uznanie różnic pomiędzy kobietą a mężczyzną za społecznie i kulturowo nieistotne. Najważniejszym elementem tego ataku jest oczywiście dążenie do radykalnej zmiany definicji małżeństwa: rozszerzenie jej na zawiązki jednopłciowe" - pisze.

"Przykłady Francji i Anglii, a także Niemiec, udowadniają, że – skądinąd oparte na racjonalnych przesłankach – zalegalizowanie związków partnerskich jest nie celem, ale jedynie strategicznym etapem pośrednim na drodze do legalizacji małżeństw homoseksualnych i ich prawa do adopcji dzieci" - dodaje Jędrzejewski.

"Chyba najbardziej popularnym hasłem w tej akcji stało się „W małżeństwie chodzi o miłość nie o płeć”" - wskazuje autor.

"Cóż … ludzi, którzy przed wieloma wiekami włączyli do kanonu Biblii Hebrajskiej „Pieśń nad pieśniami” nie trzeba było uczyć, czym jest miłość. Jednak Tora uznała, że sama miłość to nie jest wystarczające kryterium. Że w społecznym (i religijnym) usankcjonowaniu miłości w małżeństwie, trzeba brać od uwagę coś więcej, niż jedynie miłość (która – zauważmy – może być w tym samym czasie do wielu ludzi różnych płci [poliamoria], a więc jest to kryterium gwarantujące wyłącznie chaos). Trzeba było ustanowić taki model miłości (związek kobiety i mężczyzny), który z wielu powodów jest najbardziej korzystny. Dlatego do małżeństwa wprowadzone zostało decydujące kryterium płci" - dodaje.

I pisze: "Dziś jest ono odrzucane. Bo przecież, gdy jest możliwe zawieranie małżeństw pomiędzy osobami tej samej płci, oznacza to, że płeć przestaje być istotna".

Według Jędrzejewskiego dobrym przykładem jest tutaj Republika Francuska, ale także USA.

"Francja rezygnuje z używania w urzędowych dokumentach ze słów „matka” i „ojciec”, zastępując je pozbawionym jakichkolwiek odniesień do płci słowem „rodzic”. W coraz większej liczbie kwestionariuszy, podane zostają nie dwie, ale trzy możliwości zdefiniowania własnej płci: męska, żeńska lub „inna”. Jest więc nie tyle zaskakujące, co symptomatyczne, że pani Bailey – dyrektorka do spraw studentów LGBTQ na słynnej uczelni amerykańskiej – Harvardzie, zabroniła używania wobec niej jakichkolwiek form językowych, które wskazywałyby na jej płeć" - pisze.

"W „postępowych” szkołach (np. w USA) albo eliminuje się coraz więcej zajęć, w których uczestnicy bywali dotąd podzieleni według płci, albo zezwala się uczniom na udział w dowolnej grupie według ich subiektywnego odczucia. Powodem jest obawa przed dyskryminowaniem osób, które nie są pewne swojej płci, albo nie chcą jej zdefiniować. Nie bez powodu pojęcie „transegenderyzmu” robi zawrotną karierę, kreuje modę, jest kojarzone z „progresywnością”" - kontynuuje Jędrzejewski.

Problemy dotykają także sportu. "Dowolność i umowność w kwestii płci zabija kobiecy sport. Gdy protestowała w tej sprawie słynna Martina Navrátilová, została – choć jest tzw. „ikoną gejowską” – zaatakowana przez środowiska LGBTQ" - pisze autor.
Według Jędrzejewskiego wszystkie te rzeczy to "symptomy prób radykalnego przejścia ze świata ukształtowango przez ideały Tory do świata pozbawionego niezbędności ojców i matek".

"Świata, w którym już niedługo każdy, kto uważa, że małżeństwo jest wyjątkowym rodzajem związku kobiety i mężczyzny, będzie nie tylko z punktu widzenia “nowej etyki”, ale także prawa, traktowany jak dzisiejszy rasista czy bigot" - wskazuje.
"Przeciwnicy zmian zwracają uwagę, że są to zjawiska niebezpieczne, już chociażby z tej bardzo prostej przyczyny: nigdy w dziejach, najbardziej nawet radykalne ideologie – ani religijne ani świeckie – nie proponowały podobnych i zarazem tak gwałtownych i głębokich kulturowych przemian. Dlatego więc nie możemy mieć żadnego wyobrażenia o długoterminowych konsekwencjach zmian" - zauważa trzeźwo.

W jego ocenie w wyjaśnieniu tych zjawisk może pomóc odwołanie się do słów Gilberta K. Chestertona: "Gdy ludzie przestają wierzyć w Boga, nie oznacza to, że będą wierzyć w nic, tylko że w cokolwiek" - pisał Anglik.

"Wraz z postępującym gwałtownie w zachodnim świecie odchodzeniem od etycznego monoteizmu, nie znosząca próżni ludzka skłonność do namiętności religijnych zwraca się niejako automatycznie w stronę, w którą kierują ją uczucia i dobre intencje, ale zdecydowanie nie rozum" - komentuje Jędrzejewski.

"Na pierwszej linii walka odbywa się o prawa mniejszości (w tym przypadku – seksualnych). Sprzeciw wobec dyskryminacji polega jednak często w praktyce na wymuszaniu na większości gruntownych zmian, aby zadowolić te mniejszości. Gdy więc dyskryminacja jest powiązana z płcią, pojawia się tendencja do „obalenia płci”. Cele, do których zmierzają zwolennicy przemian, stają się dla nich tym, co judaizm określa archaicznie brzmiącym mianem „fałszywych bóstw”. U aktywistów tych ruchów daje się przecież zaobserwować religijny fanatyzm (natchnione zaiste religijną żarliwością wypowiedzi działaczy ruchu LGBTQ)" - czytamy na "Forum Żydów Polskich".

W ocenie Jędrzejewskiego rzecz ma tylko pozory naukowości, a w istocie nacechowana jest quasi-religijnymi dogmatami.
"Przy pozorach naukowości, kierują się oni sformułowanymi na wzór religijny dogmatami, w których pojawia się – odmieniane przez wszystkie przypadki – „święte” słowo-zaklęcie: „tolerancja” (które od dawna oznacza już nie tolerancję, a akceptację a nawet przymusowy entuzjazm). Poglądy przeciwne – niezależnie jak racjonalne i logiczne – kwalifikowane są automatycznie jako przejaw którejś z dyżurnych „fobii” i zwalczane z iście religijną furią. Już teraz czasem wystarczy uważać, że słowo „małżeństwo” jest zarezerwowane dla mężczyzny i kobiety, aby narazić się na oskarżenia o „homofobię”, ignorancję, nienawiść i bigoterię" - pisze autor.

"Najważniejsze jest jednak to, że dążenia te – jak każdy fanatyzm – przekonane są o swojej nieomylności. Gotowe są więc w jej imię do przeprowadzenia groźnych i nieodwracalnych eksperymentów na życiu społeczeństw i indywidualnych ludzi" - kontynuuje.
Według Jędrzejewskiego przemianom sprzyja fakt, że argumenty przeciwko nim są często wywodzone z wiary chrześcijańskiej, a to nie jest dziś na Zachodzie traktowane poważnie.

"Na dalszy przebieg tych procesów nie jest oczywiście w stanie wpłynąć w żaden sposób przypomnienie, że geneza tego, czemu się one przeciwstawiają, nie jest chrześcijańska. Jednak uczciwość intelektualna nakazuje, aby pamiętać, że na celowniku tych, którzy dążą do zmian, znajdują się żydowskie idee i wartości, które chrześcijaństwo przejęło z judaizmu i ich pierwotnym źródłem jest święta księga judaizmu – Tora" - kończy Paweł Jędrzejewski.

bsw/Forum Żydów Polskich