Piotr Semka w rozmowie z naszym portalem analizuje wczorajszą "Rozmowę o Polsce" Ewy Kopacz i Beaty Szydło, podsumowuje wystąpienia obu liderek oraz przewiduje, co może się wydarzyć podczas dzisiejszej debaty z udziałem przedstawicieli wszystkich ośmiu ogólnopolskich komitetów.

Kto wygrał wczorajszą debatę?

Stwierdziłbym, że był to remis ze wskazaniem na Beatę Szydło. Można usłyszeć opinie, że wiceprezes PiS zdecydowanie wygrała, ale to pewna przesada. Trzeba stwierdzić, że obie panie w całej kampanii wybrały dość zachowawczą politykę, tzn. obliczoną na to, by jak najmniej stracić, by przede wszystkim bronić swojej pozycji. Na tym tle Kopacz zaprezentowała się w debacie wręcz agresywnie, próbując ubrać Beatę Szydło w kostium kogoś, kto głosował przeciwko prawom kobiet, albo wykrzykując hasła w rodzaju "Ta kobieta chce państwa wyznaniowego!". Ta agresja robiła złe wrażenie.

Na co jeszcze warto zwrócić uwagę w ocenie wczorajszej debaty?

Debaty nie można oderwać od tego, co się działo tuż po debacie. Na wielu Polakach zrobiło wrażenie bardzo dynamiczne wystąpienie Beaty Szydło, która wyszła do ludzi i w swoim przemówieniu zaprezentowała się nawet lepiej, niż podczas debaty. Z drugiej strony premier Kopacz stanęła na korytarzu i smutnym pustym głosem odpowiadała na pytania dziennikarzy. Czemu sztabowcy Platformy nie przygotowali jakiegoś eventu na zewnątrz? Czemu kazali jechać Ewie Kopacz do Radomia, by tam o godz. 23:00 wygłaszać jakieś przemówienia, chociaż wtedy już wszyscy spali?

Czy to może być znak, że Platforma czuje, że porażka wyborcza jest nieunikniona i nie ma już siły do walki poza tą toczoną w studiu telewizyjnym?

Faktem jest, że to PO musi walczyć. Przed tą debatą to Ewa Kopacz miała za zadanie błysnąć, zaatakować i odwrócić tendencję spadkową Platformy. To ona i jej sztab muszą być aktywni i przekonywać wyborców, że warto na nich zagłosować. Szydło mogła natomiast w debacie przyjąć zasadę, by nie popełnić żadnego błędu i tak zrobiła.

Więc to była dobra taktyka ze strony Beaty Szydło?

Moim zdaniem w paru momentach Beata Szydło mogła rozprawić się ostrzej z Ewą Kopacz, na przykład wtedy, gdy dyskusja zeszła na temat afery podsłuchowej. Ale nawet pomimo tego, że nie ugodziła swojej rywalki bardziej boleśnie, zyskała dostatecznie dużo i wykonała swoje zadanie. A Ewa Kopacz nie wygrywając tej debaty, de facto przegrała. Bo tym w istocie jest dla Kopacz remis.

Wiele osób twierdzi, że wczorajsza debata nie miała znaczenia, bo wyborcy PiS i tak uznali, że wygrała Beata Szydło, a wyborcy PO, że wygrała Ewa Kopacz i nijak nie zmieniło to sytuacji.

Nie, nie, nie. Z pewnością nie można postawić sprawy tak, że tę debatę wygrała Kopacz. Tak może powiedzieć tylko zapalony fanatyk Platformy. Nie znam natomiast żadnego poważnego analityka, który by stwierdził, że debatę wygrała premier Kopacz. Co najwyżej możemy przeczytać opinie takie jak w "Gazecie Wyborczej" mówiące, że debata była słaba, była oszukiwaniem wyborców i nikt jej nie wygrał. Ale nie sposób znaleźć poważną opinię mówiącą, że debatę wygrała Kopacz. Zdarzają się głosy, że to Szydło przeważyła szalę na swoją korzyść, ale Kopacz na pewno nie.

To dobry ruch, że obie panie wezmą dziś udział w kolejnej debacie tym razem z udziałem przedstawicieli wszystkich ogólnopolskich komitetów wyborczych?

Obie podjęły decyzję o wystąpieniu w tej drugiej debacie, zakładając, że wygrają bezpośrednie starcie ze sobą i do kolejnego przystąpią w glorii zwycięstwa. Uważam, że zarówno Kopacz, jak i Szydło druga debata nie jest potrzebna. Dzisiejsza debata z udziałem ośmiu liderów będzie wzajemnym przekrzykiwaniem się, a na takim gruncie liderki PiS i PO nic nie ugrają dla siebie.

Czy w takim razie dzisiejsza debata może pomóc któremuś z pozostałych komitetów w zwiększeniu szans na dostanie się do parlamentu?

Być może, jeżeli któryś z liderów zabłysnąłby celną tyradą, albo mocnym wystąpieniem, mógłby zwrócić na siebie uwagę opinii publicznej. Jednak doświadczenie podpowiada, że czeka nas dziś polityczny jarmark i jeden wielki szum, więc najbardziej prawdopodobne jest, że debata nie zmieni sytuacji w sposób znaczący.

A co w ostatnich dniach kampanii może jeszcze zaważyć o tym, czy któryś z komitetów ugra dodaktowych kilka procent tak ważnych dla wyników wyborów i podziału mandatów?

Bardzo często takim języczkiem u wagi mogą być wypuszczane przez media kompromitujące materiały dotyczące kandydatów, jakiś skandal itp. Gdyby któryś komitet zdecydował się na taką brudną grę, może miałoby to jakiś wpływ. Ale to bardzo wątpliwe, by coś takiego mogło się zdarzyć. Próżno spodziewać się sensacji w ostatnich dniach kampanii, Platforma raczej pogodziła się bowiem ze swoją nadchodzącą porażką.

Rozmawiał M.W.