Już pierwsze słowa nowego Ojca Świętego pokazały jakim jest człowiekiem. „Zdaje się, że kardynałowie znaleźli papieża na końcu świata” - mówi o nim wiele, a prośba o modlitwę nie tylko za siebie, ale i za poprzednika pokazuje jego wielkość. Ale ten skromny, co potwierdzają wszyscy ludzie, którzy go znają i niezwykle duchowy człowiek potrafi też walczyć, gdy chodzi o rzeczy najważniejsze. I nie cofa się w takich sytuacjach przed mocnymi, jednoznacznymi słowami. Tak było, gdy bronił małżeństwa w Argentynie. - Nie bądźmy naiwni, nie mówimy po prostu o walce politycznej, to są niszczycielskie pretensje skierowane przeciw planowi Boga – mówił, gdy władze Argentyny, chciały wprowadzić do ustawodawstwa małżeństwa osob tej samej płci. - Nie mówimy o zwykłych przepisach, ale o machinacjach ojca kłamstwa, który chce zwodzić dzieci Boże – uzupełniał.

Kardynał Jorge Mario Bergoglio przestrzegał także przed adopcją dzieci przez pary homoseksualne. I wprost określal je mianem dyskryminacji i krzywdy dzieci. I dlatego przypominał, że Argentyna w takiej sytuacji potrzebuje „specjalnej pomocy Ducha Świętego, aby umieścić światło prawdy wśród ciemności błędu, aby bronić nas przed zwiedzeniem przez sofistykę, która jest próbą uzasadnienia tej ustawy".Jako metropolita znany był z mocnego zaangażowania pro life, wspierania organizacji umacniających rodzinę i rozwoju sieci parafialnej. W swoich książkach kardynał Jorge Mario Bergoglio ostro krytykował aborcję. Gdy w 2006 roku władze Argentyny próbowały zalegalizować aborcję on mocno się temu sprzeciwiał i także używał niezwykle mocnych słów.Aborcję określał „wyrokiem śmierci na nienarodzone dzieci”. I podkreślał, że nie wolno skazywac dzieci poczętych w wyniku gwałtu czy upośledzonych na taką karę. W dokumencie poświęcony Eucharystii nowy papież przypomniał, że do komunii świętej nie mogą przystępować osoby, które opowiadają się przeciwko życiu, są za aborcją, eutanazją czy popełniają poważne przestępstwa przeciw rodzinie.

A jednocześnie był i jego człowiekiem niezwykle skromnym. Amerykańskie media już teraz zachwycają się tym, że sam sobie gotował, że zamiast w pałacu biskupi mieszkał w niewielkim mieszkaniu, a po Buenos Aires jeździł autobusem a nie limuzyną z szoferem. Swoją młodość kapłańską nowy papież poświęcił w znaczącym stopniu formacji zakonnej i intelektualnej zakonników i kapłanów. A gdy został biskupem całe swoje posługiwanie skupił na Buenos Aires, gdzie był biskupem pomocniczym, kaodiutorem i wreszcie metropolitą.

Franciszek I jest zakonnikiem, jezuitą, człowiekiem z Ameryki Łacińskiej. Każdy z tych faktów jest ważny dla zrozumienia znaku, jakim jest dla nas nowy Papież. Kardynałowie zdecydowali się pokazać, że Kościół jest żywy, i że już nie w Europie bije jego serce. Teraz to Ameryka Łacińska, Afryka czy Azja są centrum chrystianizmu. I w Europie trzeba się z tym pogodzić. Sięgnięcie po zakonnika, to także ważny znak. Kościół często odwoływał się po zakonników, gdy było trudno. I wiele wskazuje na to, że tak jest także obecnie. Pierwszy jezuita na tronie papieskim to także sygnał potrzeby ducha św. Ignacego Loyoli, ducha walki o prawdę i wierność Ewangelii. A jego imię to przypomnienie, jak ważny jest franciszkański duch dla Kościoła, a także odwołanie do przykładu św. Franciszka Salezego czy Franciszka Ksawerego. W obu przypadkach najistotniejsze było głoszenie Ewangelii całemu stworzeniu. W porę i nie w porę. I taki duch, bez wątpienia będzie towarzyszył także Ojcu Świętemu Franciszkowi I.

Wszystko to daje nadzieję na to, że nowy papież, z „dalekiego kraju” będzie chciał i potrafił zmierzyć się z gigantycznymi wyzwaniami, przed jakimi stoi Kościół, i że sięgnie do wzorców założyciela Towarzysta Jezusowego, św. Ignacego Loyoli. Od tego momentu Franciszek I jest opoką, na której Chrystus będzie budował swój Kościół. I jemu katolicy winni są posłuszeństwo wiary.

Tomasz P. Terlikowski