Dziś trzeba mieć odwagę by publicznie stwierdzić, że nie odda się swoich narządów po śmierci do transplantacji. A wszystko przez PRowe, wręcz w niektórych momentach barbarzyńskie propagowanie oddawania swoich narządów po śmierci. Problem pojawia się już na początku, czyli w określeniu momentu śmierci człowieka. W Polsce, jak wspominał ostatnio prof. Talar coraz więcej jest przypadków, że transplantolodzy pobierają narządy do przeszczepu od ... jeszcze żyjących ludzi, Winna temu jest tzw. śmierć mózgu, czyli coś co jest obecnie omawiane i rozpatrywane przez wielu naukowców. Czy rzeczywiście można określić w 100 procentach, że śmierć mózgu to śmierć człowieka? Tu pojawia się problem, gdyż np. Jan Talar prowadzi klinikę w której wybudza się ludzi, u których zdefiniowano śmierć mózgu. Coraz pewniejsze jest to, że śmierć mózgu nie może być przyczyną do uśmiercenia człowieka. 

Mocno podkreśla to pani Błaszczyk, która w wywiadzie dla "WPROST" mówi: "Nie jestem lekarzem, neurologiem, neurochirurgiem. Wiem tylko, że na świecie istnieje problem określenia śmierci mózgowej. Na ten temat się rozmawia. To bardzo trudne, bo niejednoznaczne. Najwięksi specjaliści zastanawiają się nad tym, gdzie to jest, gdzie jest świadomość. A mam doświadczenia związane z moim dzieckiem. Nie byłabym w stanie podjąć takiej decyzji, że ktoś, że ona nie żyje. I tyle. Mam też przeczucie, intuicję, wiarę, mam też sygnały i mam za sobą rozmowy z lekarzami, którzy nigdy nie stwierdzili śmierci mózgu. Raczej mam sygnały, że coś tam jest, że jest jakaś świadomość. Nie wiem, jakbym się zachowała, gdyby ktoś mnie zaczął przekonywać, udowadniać, że nic w mózgu mojej córki nie ma. (..) Natomiast wiem, i mówię to tylko za siebie, że choćby nie wiadomo kto mi udowadniał śmierć mózgu mojego dziecka, to siedziałabym 28 godzin na dobę przy dziecku i wypatrywałabym sygnałów. Musiałabym wtedy zrobić wszystkie badania jakie są na świecie dostępne, a i tak nie miałabym pewności. Nie posunęłabym się na milimetr w swoich decyzjach, jeśli nie byłabym w stu procentach przekonana. Ponieważ nie mam do czynienia z takim zjawiskiem, bo ja z Olą mam kontakt, wiem że mam, to nie myślę, nie chcę nawet o tym myśleć, nie chcę sobie tego wyobrażać… Zapyta pani: a gdyby… To się zaczyna nowe opowiadanie. A gdyby było widać wszędzie totalny brak reakcji: sztywne źrenice, totalnie płaskie EEG… ". Po czym mocno podkreśla: "Nie jestem za eutanazją. Nie chciałabym, żeby człowiek zajmował miejsce Pana Boga. Nie ma Boga, to znaczy wszystko wolno. A ja takiego świata nie chcę".

Ewa Błaszczyk nie podpisała deklaracji, że po śmierci odda swoje narządy do przeszczepu. Polskie prawodawstwo w tym zakresie jest ułomne. W momencie gdy nie wypełni się deklaracji że nie oddaje się swoich narządów do przeszczepu, to lekarze mogą je pobrać. "Zgodnie z ustawą z dnia 01 lipca  2005 pobrania komórek, tkanek i narządów ze zwłok ludzkich można dokonać, jeżeli osoba zmarła nie wyraziła za życia  sprzeciwu. Sprzeciw należy zgłosić osobiście lub listownie w Centralnym Rejestrze Sprzeciwów w Centrum Organizacyjno- Koordynacyjnym ds. Transplantacji w Warszawie na formularzu, który można otrzymać w zakładach opieki zdrowotnej lub na stronie internetowej www.poltransplant.org.pl". Cały problem znowu dotyczy śmierci mózgowej, która stała się coraz powszechniejszą praktyką wśród lekarzy orzekających czyjąś śmierć. Dlaczego? Biznes transplantacyjny! "Przecież, jeśli nie podpisuję zgody na to, by oddać swoje organy, to znaczy, że nie wyrażam na to zgody - mówi Błaszczyk - Jeśli jest inaczej, to znaczy, że coś jest nie tak. Dlaczego coś takiego mam podpisywać? Nie zgadzam się też, by ktoś decydował za mnie. Nie myślę tak dobrze o ludziach. Nie ufam, że ktoś podejmie właściwą decyzję. (…) Nie będę się zgadzać z takimi uregulowaniami prawnymi, które stwarzają możliwość do manipulacji w majestacie prawa. To jest niebezpieczne" - mówi Błaszczyk. Po czym dodaje, że całą rodzinę wpisze na tę listę ludzi, którzy się nie zgadzają na oddawanie swoich narządów po śmierci.

Osobiście uważam, że śmierć mózgowa to żadna podstawa do określenia, że człowiek nie żyje. Wystarczą mi dowody empiryczne, że tak nie jest. A znajdziemy je choćby w klinice prof. Jana Talara, w których wiele ludzi zostaje wybudzonych ze stanu śmierci mózgowej.  A odnośnie transplantacji: orzekanie śmierci mózgowej służy jedynie temu, by pobrać organy od człowieka, który jeszcze żyje. Bo jakby faktycznie umarł, wiele organów  nie nadawałaby się do przeszczepu. 

Sebastian Moryń