Filmy animowane Walta Disneya i stworzonego przez niego studia bawiły i wzruszały wiele pokoleń dzieci na całym świecie. Niekiedy budzą pewne kontrowersje, niektórzy bowiem narzekają, że- zwłaszcza w tych nowszych filmach- coraz bardziej dochodzi do głosu poprawność polityczna. Starszy Disney, jak się jednak okazuje, do końca "poprawny" nie jest. Okazuje się bowiem, że takie bajki jak "Mała Syrenka" czy "Królewna Śnieżka" nie powinny być oglądane przez dzieci, ponieważ... są antyfeministyczne. Dlatego niektóre gwiazdy Hollywood zakazują swoim córkom oglądania tych filmów animowanych.

Możemy oczywiście dyskutować, czy różowy, przesłodzony świat wyidealizowanych księżniczek, gdzie niemal zawsze wszystko sprowadza się do love story z przystojnym księciem, rzeczywiście przekazuje to, co w życiu najważniejsze, trudno jednak powiedzieć, że tego rodzaju historie są szkodliwe. Filmy animowane mają przede wszystkim bawić, a jeżeli przy tym uczą, jest to tylko wartość dodana, natomiast od wychowywania dzieci i przekazywania im wartości są przede wszystkim rodzice, dziadkowie, starsze rodzeństwo, nauczyciele i inni opiekunowie dzieci. Rolą filmów animowanych nie powinno być ponadto wtłaczanie najmłodszym do głów jakichkolwiek ideologii. Gwiazdy filmowe burzą się tymczasem, że... filmy Disneya są antyfeministyczne. 

33-letnia aktorka Keira Knightley zakazała córce oglądania dwóch bajek Disneya. W programie "The Ellen DeGeneres Show" (prowadzonym zresztą przez znaną, zdeklarowaną, "żonatą" od 10 lat lesbijkę) gwiazda tłumaczy, że jej córka nie ogląda "Kopciuszka" i "Małej Syrenki". 

"Bohaterka czeka aż bogaty mężczyzna ją uratuje. Nie! Uratuj się sama. Odrobinę mnie to denerwuje, bo lubię film Mała Syrenka. Chodzi o piosenki, które są wspaniałe, ale nie oddawajcie swojego głosu dla mężczyzny. Kocham Małą Syrenkę, dlatego jest to trudne, ale trzymam się tego"- stwierdziła Knightley. 

Z kolei Kristen Bell nie zakazała co prawda córkom (5-letniej Lincoln oraz 3-letniej Delcie) oglądania innej bajki, która jej się nie podoba, czyli należącej do klasyki imperium Disneya "Królewny Śnieżki", ale po wspólnym oglądaniu funduje im rozmowę wychowawczą. 

"Za każdym razem, gdy kończymy Królewnę Śnieżkę, pytam swoje córki, czy nie uważają, że to dziwne, że królewna nie zapytała wiedźmy, dlaczego musi zjeść jabłko? Lub skąd wzięła jabłko?"- stwierdziła aktorka. I takie podejście z całą pewnością jest całkiem rozsądne, bo w istocie może dziecko czegoś nauczyć, mianowicie, że nie każdy dorosły ma dobre intencje i jest godny naszego zaufania. Bell podkreśliła, że tłumaczy córkom, iż sama nigdy nie wzięłaby niczego do jedzenia od obcej osoby, a podobnie odpowiadają jej córki. Jednak to, co powiedziała chwilę później, załamuje. Gwieździe nie podoba się bowiem postępowanie księcia, ponieważ ten... Całuje królewnę bez jej zgody. 

"Nie można całować osoby, która śpi"-stwierdziła. Pytanie, jak Śnieżka miała wyrazić zgodę, skoro nie tyle po prostu spała, co raczej była w stanie przypominającym śpiączkę, z którego mógł ją wyrwać tylko pocałunek prawdziwej miłości... O ile scena, w której księżniczka zjada zatrute jabłko, które dostała od obcej osoby może być dobrą sposobnością do rozmowy z dzieckiem na temat zagrożeń ze strony dorosłych, nieznajomych osób, które mogą robić dobre wrażenie, w rzeczywistości chcąc je skrzywdzić, o tyle kwestia pocałunku jest wręcz groteskowa.

Skoro te filmy animowane są dla celebrytek niewłaściwe, strach pomyśleć, które są...

yenn/rp.pl, Fronda.pl