Damian Świerczewski, Fronda.pl: Jakie jest znaczenie Popielca? Dlaczego księża posypują nam głowy popiołem i jaką refleksję powinniśmy z tego wynieść?

Ks. prałat Bogdan Bartołd: To początek naszych przygotowań do świąt wielkanocnych. Tak naprawdę jednak jest to moment, w którym powinniśmy zastanowić się nad tym, jakie jest miejsce Pana Boga oraz bliźnich w naszym życiu. Ten znak – posypanie głowy popiołem – zawsze symbolizował pokutę – uznajemy, że jesteśmy grzeszni i słabi. Nie jest to łatwe, szczególnie w dzisiejszych czasach. Zewsząd karmi się dziś człowieka pochlebstwami – mówi, że jest cudowny, że wszystko mu się należy i wszystko udaje. Gdy dotrze jednak do nas proza życia i zastanowimy się nad nim, zauważymy, jak wiele ponosimy porażek. W tym momencie stajemy w prawdzie o sobie samych. Każdy z nas podczas posypywania głowy popiołem słyszy: „prochem jesteś i w proch się obrócisz!” To wyraz tego, kim rzeczywiście jesteśmy. Ten gest przypomina nam także o kresie naszego ziemskiego żywota. Pamiętajmy jednak, że na tym nie koniec. Wiemy, że czeka nas śmierć, jednak wraz z nią rozpoczyna się nowe życie - życie wieczne, które otrzymać możemy tylko dzięki Chrystusowi.

Czym z kolei dzisiaj jest i czym powinien być dla nas Wielki Post? Dużą wagę przywiązuje się do postanowień wielkopostnych, co przywodzi na myśl postanowienia noworoczne, a z tych – jak wiemy – częstokroć nic nie wynika. Co musimy zrobić, żeby ten czas dobrze przeżyć i aby owoce Wielkiego Postu rzeczywiście się pojawiły?

Słusznie zwraca Pan uwagę na to, że nasze postanowienia nie są najważniejsze, ani nawet nie są to nasze dobre uczynki. Owszem – one są istotne. Ważny jest wysiłek, który podejmujemy, aby pracować nad sobą, jednak nie to jest istotą. Wielki Post jest przede wszystkim wspaniałym darem czasu od Pana Boga po to, aby się na niego bardziej otworzyć. Jednocześnie możliwością do tego, aby zrobić miejsce dla Chrystusa w moim życiu. To jest najistotniejsze. Doświadczamy w tym okresie swojej słabości i grzeszności, jednak nie może być tu miejsca na czarną rozpacz z tego powodu. Dzięki Postowi mamy szansę na odkrywanie rzeczywistości nadprzyrodzonej. Boga, który może nam we wszystkim pomóc, który się o nas troszczy. To musi być czas miłości – dla Pana Boga, ale i dla drugiego człowieka. To jest istota Wielkiego Postu. Podejmowanie zobowiązań, wyrzeczeń, stawanie się lepszym poprzez walkę ze swoimi wadami również jest dobre, ale nie możemy stracić z pola widzenia tego, co najważniejsze – Boga i drugiego człowieka, dla których musimy znaleźć czas.

Kiedyś bardzo duży nacisk kładziono na post – odmawianie sobie posiłków, ograniczanie ich – szczególnie tych mięsnych. Nietrudno jednak w dzisiejszych czasach obfity posiłek mięsny zastąpić równie obfitym, ale bezmięsnym. Czy więc nie powinniśmy narzucić sobie czasem większego rygoru – na przykład pościć o wodzie i chlebie, aby rzeczywiście fizycznie odczuć, że z czegoś rezygnujemy, że coś oddajemy Bogu?

Oczywiście dziś już niewiele osób odczuwa głód w Polsce – mam nadzieję, że jest ich naprawdę bardzo mało. Jeśli czegokolwiek sobie odmawiam po to, żeby się lepiej poczuć, czy poprawić sylwetkę, to mija się to z celem. Nie o to tutaj chodzi. Podjęcie pewnego trudu, odmówienie sobie czegoś, jest dobre, ale jednocześnie ważne jest, aby łączyć post z jałmużną. Jeśli chodzi o umartwianie własnego ciała – oczywiście sposobów jest wiele, nie tylko odmawianie sobie jedzenia. Jeśli dla kogoś będzie to wyzwanie i pozwoli mu bardziej otworzyć się na Pana Boga – niech tak zrobi. Gdyby natomiast przez to miał chodzić zły i tę złość przelewać na innych – może lepiej będzie, jeśli jednak coś zje. Umartwiać ciało można w końcu na różne sposoby – odmówić sobie telewizji czy internetu. Ten czas, który w ten sposób zaoszczędzimy – ofiarujmy Panu Bogu oraz drugiemu człowiekowi.

W Wielkim Poście organizowane są także rekolekcje – te tradycyjne, ale od jakiegoś czasu również i internetowe. Jak ksiądz ocenia rolę tych drugich? Mogą zastąpić te „rzeczywiste” rekolekcje, które odbywają się poza siecią? Dostosowanie naszego rozkładu dnia do rekolekcji w parafii może być trudne – w internecie wystarczy jedno kliknięcie i paręnaście minut wolnego czasu.

Na pewno widać taką potrzebę. To znak czasów, w których żyjemy. Możliwości jest bardzo wiele – rekolekcje na płytach, w internecie. Ja jednak jestem z tego pokolenia, które bardziej ceni tradycyjne rekolekcje, przeżywane w świątyni. To tutaj jest Najświętszy Sakrament, to tutaj głoszone jest Słowo Boże. Samo miejsce uświęcone modlitwą sprawia, że tutaj z Bogiem spotykamy się w inny sposób. Rekolekcje internetowe mogą być oczywiście jakąś formą pomocy. Jednak tak, jak rekolekcje internetowe nie są dla mnie tym samym, co rekolekcje w kościele, tak i nie wyobrażam sobie odmawiania Brewiarza na smartfonie czy tablecie. Mam nadzieję, że nie dojdzie nigdy do tego, że zamiast mszału na ołtarzu znajdzie się jakieś urządzenie elektroniczne z wyświetlonym tekstem. Potrzebujemy znaków, szczególnego miejsca.

Pomimo naszego zabiegania postarajmy się jednak znaleźć czas na to, by przyjść do świątyni i spotkać się z Chrystusem. Wielokrotnie spotykałem się ze świadectwem osób, które korzystają z rekolekcji w internecie, ale jednak przedkładają nad nie te realne, odbywające się w kościele. Tutaj możemy skorzystać choćby z sakramentu pokuty i pojednania, a tej łaski w internecie nie znajdziemy. W tym celu musimy przyjść do Domu Bożego, spotkać się z gospodarzem przez wielkie „G” i opowiedzieć mu o wszystkim, a z pewnością otrzymamy potrzebne łaski.

Bóg zapłać za rozmowę.