Niezwykły (i niezwykle prosty) film Wojtka Jeżowskiego robi furorę w sieci – obejrzało go już blisko pół miliona internautów. O czym jest? Pokazuje po prostu Warszawę w niezwykłym momencie – 1 sierpnia o godz. 17:00, w rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Tętniące życiem miasto, autobusy, samochody, spieszący się dokądś ludzie. Plac Piłsudskiego, palma w Alejach Jerozolimskich, tłumy pod Empikiem na Nowym Świecie, galeria handlowa "Złote Tarasy"... Nagle rozlega się syrena i wszystko zamiera. Ludzie przystają, samochody się zatrzymują, rowerzyści przystają...

 

Takie niezwykłego widoku mogłam doświadczyć z niecodziennej perspektywy, kiedy dwa lata temu wjechałam o godzinie 17:00 1 sierpnia na XXX piętro Pałacu Kultury i Nauki. Biegnąca, wciąż pędząca za czymś stolica nagle zamiera. Każdy autobus, tramwaj, samochód i – wyglądający z takiej perspektywy jak mróweczka – człowiek staje, by przez minutę oddać hołd Powstańcom. Potem znowu rusza.

 

W tle nagrania przejmujący utwór irlandzkiego zespołu God is an Astronaut "Infinite Horizons". I napisy na końcu: "Jest takie miasto, które co roku zastyga na minutę. Sprawdź, dlaczego to robimy”.

 

Film o tematyce patriotycznej, ale całkowicie pozbawiony patosu. Ot, pokazuje zwykłych ludzi, zwykłych przechodniów. I w dodatku całkowicie niekomercyjny – może więc dlatego tak bardzo przypadł do gustu internautom. - Chciałem przedstawić tę piękną tradycję Warszawy i pokazać, że bez względu na naszą subiektywną ocenę Powstania warto się zatrzymać i oddać hołd. Nagraliśmy bardzo dużo materiału, mieliśmy zatem z czego wybierać najlepsze ujęcia. Moglibyśmy z tego zrobić kilkuminutowy film, ale wtedy byłby nijaki. Więc wybraliśmy najlepsze ujęcia, jakie mieliśmy – mówił w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” twórca nagrania, Wojtek Jeżowski.

 

Wieczorem, 31 lipca film obejrzało około tysiąca widzów. W środę 1 sierpnia o godz. 10:30 licznik wskazywał już ponad 440 tys. odsłon. - To jest niesamowite uczucie. Gdy realizowaliśmy projekt rok temu, nie myśleliśmy ile osób może go obejrzeć czy skomentować. Chcieliśmy po prostu uwiecznić coś ciekawego i niezwykłego, co na stałe jest wpisane w historię Warszawy. Mam wrażenie, że film zaczął już żyć swoim własnym życiem. Miał być kameralną inicjatywą, a teraz nie wiem, na czym się zakończy. Chwilę przed umieszczeniem tego w internecie wpadłem na pomysł, że wyjdę z tym poza Warszawę. Chciałem pokazać światu naszą godzinę "W" i zrobiłem wersję w języku angielskim. To był dobry pomysł, bo film wzbudził duże zainteresowanie zagranicznych internautów – mówi reżyser.

 

eMBe/Wyborcza.pl