Audyt, czy jak woleliby niektórzy opis nieprawidłowości z czasów rządów PO-PSL wypunktowanych przez ich następców z PiS wzbudził falę krytycznych komentarzy pod adresem rządu PiS. Daje się zauważyć obowiązującą  narrację narzucaną przez media Układu III RP:

Audyt jest nieprofesjonalny i został sporządzony na zamówienie polityczne, a w ogóle to rozpoczął się sezon łowiecki na polityków poprzedniego rządu - działanie charakterystyczne dla takiej (w domyśle: wrednej) formacji jak Prawo i Sprawiedliwość. Tak oceniają audyt kolejni rozmówcy nagabywani przez dziennikarzy pytaniami zachęcającymi wprost do takich odpowiedzi. Sondaż Newsweeka zadaje respondentom pytanie:

Czy PiS przygotował audyt działań poprzedniego rządu jedynie w celu politycznym, by uderzyć w obecną opozycję?

Wstydliwy organ p. Lisa musi mieć w dużej pogardzie inteligencję swoich czytelników. Może Newsweek powinien pytać prokuratorów: "Czy przygotował pan akt oskarżenia po to by uderzyć w oskarżonego? Czyżby zamierzał pan wsadzić go do więzienia?" Jest oczywiste, że celem przedsięwzięcia było przedstawienie nieprawidłowości i nadużyć - tak zapowiadano i temu on miał służyć i trudno było się spodziewać czego innego. Było to wręcz obowiązkiem tego rządu, skoro cały szereg działań poprzedników nosił znamiona zwykłego złodziejstwa, bandytyzmu, a nawet zdrady i to najcięższego kalibru.  Pokazywał skalę rzeczywistego łamania prawa i  demokratycznych standardów przez ich rzekomych obrońców, stanowiących główny trzon Komitetu (rzekomej) Obrony Demokracji. Teraz dyskutować można najwyżej o zasadności poszczególnych zarzutów, przy czym warto pamiętać, że wiele z nich jest już od dawna dobrze znanych i udokumentowanych.

Równie oczywisty jest polityczny cel - ma służyć rozliczaniu władzy, jest więc działaniem z definicji i w całym tego słowa znaczeniu politycznym. Któż sumienniej wyszuka nieprawidłowości niż przeciwnicy polityczni, skoro fachowcy potrafią być tak bardzo stronniczy - co pokazują sprawy Trybunału Konstytucyjnego, branych z sufitu ratingów gospodarczych Polski, a ostatnio nawet kwestionowanych badań telemetrycznych. W dalszym procesie media i organy państwa, w tym prokuratura i sądy zweryfikują (oby rzetelnie) przedstawione urzędnikom poprzedniego rządu zarzuty. Próba uczynienia zarzutu z politycznego celu raportu odpowiada zarzucaniu p. Lisowi, że jego celem jest sprzedanie czytelnikom jego czasopisma. (Dla niezorientowanych odpowiedź na zarzut brzmi: Tak. I co z tego?)

Wszystko to jest w interesie wyborcy, żeby mógł wyrobić sobie możliwie najbardziej obiektywne zdanie o kompetencjach  partii, którym ma powierzyć rządy w Polsce. Mamy więc do czynienia z kwintesencją demokracji, która zdaniem krytyków  obecnego rządu ma być rzekomo ruinie. Należałoby raczej powiedzieć, że demokracja nie działała, kiedy wszystkie łajdactwa zamiatano pod dywan przy aplauzie sprostytuowanych mediów.

Jednak obrońcy policyjnej polityki miłości rządów Tuska i Kopacz mają za złe niecne intencje rządu PiS, który rzekomo nie podszedł do badania poprzedników z taką samą miłością jak Donald Tusk. Przypomnijmy zatem, że on również zdobywszy władzę rozpoczął sezon łowiecki na polityków PiS, zapowiadając że wyginą jak dinozaury. To w ramach tego polowania Julia Pitera przeprowadziła słynny kabaretowy "audyt" znalazłszy w rezultacie nieprawidłowość w zakupie dorsza za kwotę 8,16 zł (słownie: osiem złotych szesnaście groszy). Nieprzychylny PiSowi onet.pl podał że "Łączna suma 'prywatnych' wydatków  ekipy PiS za pomocą kart to 21 tys. zł - z tego 95 procent zwrócono".

"Dinozaury" jednak od tego nie wyginęły. Dlatego polowanie trwało przez cały okres rządów PO-PSL. Przede wszystkim na ministrów Macierewicza, Kamińskiego i Ziobrę. Jedna za drugą, kolejne "zbrodnie" i "afery" PiS w sądowej weryfikacji okazywały się rozdętymi za pomocą zaprzyjaźnionych "niezależnych" mediów bzdurami. Była to sytuacja politycznie kompromitująca dla PO, której jedyną racją istnienie jest przecież ochrona Polaków przed rzekomym zagrożeniem ze strony PiS. Zwróćmy uwagę, że takie właśnie było nastawienie nawet przyjaznych Platformie środowisk pod koniec jej rządów - są beznadziejni, ale niezbędni, bo bez nich będzie rządził PiS. Dlatego po siedmiu latach, w stanie najwyższej konieczności, rzutem na taśmę przed samymi wyborami Układ III RP znalazł takiego sędziego, który podjął się z naciąganych zarzutów ulepić wyrok skazujący dla Mariusza Kamińskiego, co w zestawieniu z uniewinnieniem ewidentnej łapówkarki Beaty Sawickiej pokazuje stan tzw. wymiaru tzw. sprawiedliwości w Polsce.

Można dyskutować, w jakim stopniu to co wczoraj przedstawił rząd zasługuje na miano audytu, czy jest to jedynie lista nieprawidłowości, na ile dokładniej powinna zostać wykonana, wreszcie czy powinna to zrobić inna instytucja, np. NIK, czego wczorajsza debata wcale przecież nie wyklucza.  Uwzględniając jednak liczbę i wagę poruszonych spraw oraz stopień ich udokumentowania różnica w poziomie pracy rządów na korzyść PiS jest kosmiczna. Wygląda na to, że PiS ustawił Platformie poprzeczkę, która jest dla niej nie do przeskoczenia. Przede wszystkim jednak Platforma i PSL powinny wytłumaczyć się Polakom ze swoich "dokonań".

 

Grzegorz Strzemecki