Niemieckie przepisy dotyczące prostytucji to, z wyjątkiem Holandii najbardziej liberalne przepisy w Europie. Dziesięć lat temu prostytucję zdefiniowano jako działalność gospodarcza nieróżniąca się niczym od innych rodzajów usług.
Teoretycznie prostytutki powinny płacić podatki, mogą zostać objęte ubezpieczeniem zdrowotnym, mają prawo do urlopów i zawierają z właścicielami domów publicznych zwyczajne umowy o pracę. Jednak w praktyce niewiele osób korzysta z tych możliwości.
Zdaniem Margit Forster z berlińskiego oddziału organizacji Solwodi, która od lat domaga się zaostrzenia przepisów, obecne sytuacja prawna sprzyja szerzeniu się prostytucji przymusowej. Federalny Urząd Kryminalny potwierdza, że liczba takich przypadków od 2005 roku nieustannie rośnie.
Jednym z efektów działania ustawy jest to, że policja i inne służby rzadko sprawdzają domy publiczne. Ministerstwo ds. Rodziny i Kobiet chce to zmienić, wprowadzając kontrole oraz zaostrzając przepisy o rejestracji takich miejsc.
Według Dorotee Schmidt z organizacji Madonna w Bochum broniącej praw prostytutek takie zasotrzenia są zbędne. - Nie jesteśmy przekonani o konieczności takich działań. Naszym zdaniem w branży nie dzieje się nic złego – mówi.
Schmidt uważa, że przymusowa prostytucja to „wynik urzędowych ograniczeń”. - Zniknie w chwili, gdy kobiety nie będą zmuszone się ukrywać – konstatuje.
eMBe/Rp.pl
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »