Niemieccy politycy lubują się w oskarżaniu Polski o „łamanie praworządności”, swój kraj najwyraźniej uważając za przykład zdrowej demokracji. Jak tymczasem wygląda w Niemczech demokracja i jak wygląda jeden z najważniejszych dla demokracji przymiotów – wolność słowa? Wolność słowa w coraz szybszym tempie przestaje w Niemczech istnieć, a wolno głosić jedynie poglądy zgodne z lewicowo-liberalnym nurtem. Przekonał się o tym pastor Olaf Lotzel, który został skazany na karę więzienia zamienioną na grzywnę za słowa o homoseksualizmie, jakie wypowiedział w czasie wykładu dla narzeczonych.

- „Podnoszenie w Niemczech kwestii dotyczącej tego, czy homoseksualiści mają prawo do zawierania małżeństw lub adopcji dzieci jest czymś niedopuszczalnym. W zgodnej opinii niemieckich elit takie prawo im się należy. Nie ma tam wolności słowa” – mówił kilka dni temu na antenie Polskiego Radia 24 korespondent TVP w Berlinie, Cezary Gmyz.

Dziennikarz podkreślił, że u naszych zachodnich sąsiadów nie jest możliwe podnoszenie dyskusji w kwestii praw homoseksualistów do zawierania małżeństw i adopcji dzieci przez pary jednopłciowe.

- „Powodem jest to, iż w zgodnej opinii niemieckich elit takie prawo im się należy. Nie toczy się żadna dyskusja, ponieważ ludzie żyją w strachu, że gdyby coś powiedzieli, co byłoby krytyczne wobec środowisk LGBT, to mogliby np. stracić za to pracę” – przekonywał.

- „Wszyscy ludzie, którzy nie zgadzają się z tym, co wyznacza główny nurt niemieckiego myślenia, są zagrożeni. Nie ma czegoś takiego jak wolność słowa w Niemczech.” – dodawał.

Za powiedzenie czegoś, co byłoby krytyczne wobec środowisk LGBT, nie grozi jednak w Niemczech jedynie utrata pracy. Przekonał się o tym pastor protestanckiej kongregacji St. Martini, Olaf Latzel, który został skazany przez sąd właśnie dlatego, że odważył się powiedzieć coś, co się środowiskom LGBT nie spodobało.

Protestancki duchowny został skazany na trzy miesiące więzienia zamienioną na grzywnę w wysokości 90 stawek dziennych po 90 euro, czyli 8100 euro za słowa, jakie wypowiedział w czasie wykładu na seminarium małżeńskim.

- „Cały brud gender jest atakiem na Boży porządek stworzenia, jest głęboko diaboliczny i szatański” – mówił pastor.

W ocenie sędziego w ten sposób stał się on winnym podżegania do nienawiści. Kiedy duchowny wyjaśniał w sądzie, że jego słowa dotyczyły uznanego przez Pismo Świętego za grzeszny czynu homoseksualnego, a nie homoseksualistów jako takich, sędzia miał odpowiedzieć:

- „Homoseksualizm bez ludzi jest nie do pomyślenia”.

Adwokat pastora Sascha Boettner podkreślił, że wyrok jest „katastrofą” i „bramą ograniczającą wolność wypowiedzi”.

kak/PAP