I nie jest to bynajmniej prima aprolisowy żart. Takie opinie znajdują się w „Journal of Animal Ethics”. W editorialu do tego tekstu wydawcy zwracają uwagę, że określenia obraźliwe wobec zwierząt mogą prowadzić do ich nieodpowiedniego traktowania.

 

Przykładem takiego niewłaściwego słowa jest choćby termin „właściciel” określający posiadacza zwierzaka (to słowo też zapewne jest nieodpowiednie). Termin ten jest nie-etyczny bowiem pochodzi z czasów, gdy zwierzęta były traktowane jako własność. Teraz zaś należy je traktować inaczej i stąd postulat, by mówić o „ludzkich opiekunach”.

 

Etycznie niewłaściwe jest także mówienie o „dzikich zwierzętach”, Termin dzikie oznacza bowiem istnienie niecywilizowane, barbarzyńskie, i w związku z tym jest obraźliwy dla zwierząt (niestety naukowcy nie wyjaśnili, dlaczego powiedzenie, że zwierzęta nie mają cywilizacji i są barbarzyńskie ma być dla nich obraźliwe). Zamiast tego podkreślili, że języka angielskiego trzeba też usunąć porównania: „chytry, jak lis” czy „jeść jak świnia”.

 

Czytając takie rozważania można zaproponować profesorom,  by do słowników języka angielskiego wprowadzić nowy termin: „głupi, jak specjalista od etyki zwierząt”.

 

TPT