Benjamin Netanjahu został właśnie desygnowany na premiera Izraela przez prezydenta tego kraju Reuwena Riwlina. Partia Netanjahu zajęła drugie miejsce w wyborach i ma porozumieć się z opozycją.

Ostatnie wybory w Izraelu były ważne nie tylko dla tego kraju, który znalazł się w kryzysie parlamentarnym, który wymusił na rządzie ogłoszenie drugich w tym roku przedterminowych wyborów. Są istotne także dla całej sytuacji na Bliskim Wschodzie – już w kampanii wyborczej Benjamin Netanjahu, lider prawicowego Likudu ogłosił, że jeżeli znów zostanie premierem, to będzie okupował wszystkie terytoria Palestyny. Wywołało to falę protestów w krajach arabskich oraz zapowiedź wojny z Izraelem.

Według oficjalnych danych ogłoszonych dzisiaj przez Komisję Wyborczą Izraela wybory z 17 września wygrał centrolewicowy sojusz Niebiesko-Białych pod przewodnictwem Benny'ego Gantza, zdobywając 33 mandaty w 120-miejscowym Knesecie. Likud otrzymał 32 mandaty. Jeszcze jedną liczącą się siłą w Parlamencie została Zjednoczona Lista pod przywództwem Ajmana Odeha, w której startowali kandydaci partii arabskich. Otrzymali oni łącznie 13 mandatów.

Reszta ugrupowań otrzymała po kilka mandatów – od pięciu do dziewięciu. To łącznie osiem ugrupowań.

Prezydent Izraela Reuwen Riwlin zamierza przekonać Gantza i Netanjahu, aby porozumieli się w celu utworzenia rządu jedności narodowej. Rządu stabilnego, który pozwoli uniknięcia rozpisania kolejnych wyborów.

Państwa arabskie zapowiadają przygotowywanie się do wojny z Izraelem, jeżeli Netanjahu będzie zmierzał do realizacji swojej obietnicy wyborczej i zlikwidowania państwa palestyńskiego.

Tysol.pl