- Rosja i Chiny nie powinny być postrzegane jako oddzielne zagrożenia, przede wszystkim dlatego, że ze sobą ściśle współpracują - powiedział sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg. Wskazał także, że głównym przeciwnikiem dla sojuszu są Chiny. To wprost proamerykańska perspektywa. Czy przełoży się to na marginalizację zagrożenia płynącego ze strony Rosji?

Stoltenberg w rozmowie z Financial Times podkreślił, że Chiny nie są "adwersarzami". Mimo to wpływają one na bezpieczeństwo Europy poprzez cyberzdolności, nowe technologie i pociski dalekiego zasięgu.

Nie wiadomo, jaką strategię obrony przyjmie w związku z tym sojusz. To zagadnienie zostanie opracowane w nowej doktrynie NATO, która będzie obowiązywać w następnej dekadzie. Obowiązująca doktryna z 2010 roku nie odnosi się bowiem do tej kwestii.

Takie wypowiedzi Stoltenberga stanowią zapowiedź istotnej zmiany strategii NATO. Sojusz północnoatlantycki został powołany w opozycji do sowieckiej strefy wpływów w bloku wschodnim. Sowiecką odpowiedzią na NATO był Układ Warszawski. Od lat NATO zajmowało się głównie zagrożeniem ze strony Rosji. Z czasem Sojusz skupił się także na wojnie z terroryzmem.

- Chiny są coraz bliżej nas… Obserwujemy je w Arktyce. Widzimy w cyberprzestrzeni. Patrzymy, jak wiele inwestują w infrastrukturę krytyczną w naszych krajach. Mają również więcej broni dalekiego zasięgu, która może dotrzeć do każdego członka NATO - powiedział Stoltenberg.

Czy oznacza to, że NATO zmarginalizuje zagrożenie płynące z Rosji? Dla Polski byłaby to fatalna wiadomość, ponieważ to Rosja jest głównym zagrożeniem w naszej części świata. Chiny zaś postrzegane są raczej jako partner handlowy niż rywal.

jkg/defence24