„Moim zdaniem Putin tego scenariusza nie zrealizuje. Gdyby ten argument miał zostać użyty, zostałby już użyty. Teraz moment zaskoczenia minął. Otwarta agresja spowodowałaby wielkie straty po obu stronach. Putina na wojnę nie stać. Ta wojna pogrążyłaby Rosję w chaosie” – ocenia w rozmowie z portalem Fronda.pl gen. Waldemar Skrzypczak, były Dowódca Wojsk Lądowych.
Fronda.pl: Na początku miesiąca wskazywał Pan Generał na antenie Polskiego Radia 24, iż Rosja jest zbyt słaba na otwarty konflikt oceniając, że Putin nie zdecyduje się zaatakować Ukrainy. Ta ocena jest wciąż aktualna czy jednak wydarzenia ostatnich dni czynią groźbę inwazji bardziej realną?
Gen. Waldemar Skrzypczak: Słowo „słaba” jest słowem niewłaściwym. Na razie przewaga, którą zgromadzili Rosjanie przy granicy z Ukrainą jest do rozbicia armii ukraińskiej niewystarczająca. Nie chodzi więc o słabość Rosji, a o przewagę zgromadzonych przez nią przy granicy sił.
Wojskowi liczą potencjały wojsk. Mówiąc po wojskowemu, a nie po politycznemu czy cywilnemu, kiedy mówi się o konfrontacji zbrojnej, mówi się o potencjałach stron. W tym potencjale uwzględnia się ilość żołnierzy i systemy rażenia. Stosunek sił w żołnierzach jest obecnie porównywalny – jeden do jednego. Jeśli chodzi o potencjały rażenia, potencjał rosyjski w stosunku do potencjału ukraińskiego jest jak trzy do jednego. To jeszcze za mało. Żeby zdobyć przewagę w natarciu, trzeba mieć stosunek sił przynajmniej pięć/sześć do jednego. Kolokwialnie mówiąc: musi być pięć jednostek ze strony rosyjskiej, w stosunku do jednej po stronie ukraińskiej. W tej chwili Rosjanie mają tę przewagę zbyt małą, aby rozbić obronę ukraińską. Tak więc Rosja nie jest słaba, Rosja jest silna, ale ten potencjał militarny zgromadzony przy granicy Ukrainy nie gwarantuje powodzenia w operacji zaczepnej.
Będąca w obronie Ukraina miała czas, aby się przygotować. Inny stosunek sił jest ważny dla obrony, kiedy ktoś ma obronę przygotowaną doraźnie. Wówczas Rosji wystarczyłoby dwa do jednego. Kiedy jednak obrona jest zawczasu przygotowana, a Ukraina przygotowuje tę obronę od roku lub dłużej, żeby tę obronę przełamać potrzeba stosunku sił pięć do jednego. Rosjanie go nie mają. W tym sensie Rosja jest „słaba”, ale tego słowa nie należy używać.
Rosja będzie więc zwiększać swój potencjał przy granicy, aby przeprowadzić inwazję, czy chce jedynie straszyć Ukrainę?
Moim zdaniem Putin będzie nakręcał tę spiralę eskalacyjną i będzie dążył do tego, żeby wystraszyć wszystkich wojną. Proszę zauważyć, że gdyby wojna miała wybuchnąć, to by dawno wybuchła. Zwróćmy uwagę na to, co mówią politycy i różni eksperci. Już nawet terminy wojny podają. Padają daty: za parę dni, za kilka tygodni… W rzeczywistości nie ma nikogo, kto znałby scenariusz będący w głowie Putina.
Putin ma plan, ale na pewno tym pierwszym planem nie jest agresja. Pierwszym planem jest eskalacja, zastraszenie wojną Zachodu i zastraszenie opinii publicznej Ukrainy. Zastraszenie krwawą, straszną wojną. Jednocześnie przekonanie Rosjan, że jest to wojna słuszna, że to wojna w obronie Rosji przed inwazją NATO.
Tymczasem scenariusz wojny prawdziwej, wielkoskalowej, jest ostatecznym scenariuszem w ręku Putina. Moim zdaniem Putin tego scenariusza nie zrealizuje. Gdyby ten argument miał zostać użyty, zostałby już użyty. Teraz moment zaskoczenia minął. Otwarta agresja spowodowałaby wielkie straty po obu stronach. Putina na wojnę nie stać. Ta wojna pogrążyłaby Rosję w chaosie. Spowodowałaby chaos nie tylko na Ukrainie, ale również w Rosji. Byłaby to wojna wyniszczająca, która zrujnowałaby oba te państwa. Doprowadziłaby do ogromnych strat ludzkich. W Europie byłyby setki tysięcy uciekinierów z Ukrainy.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch poinformował dziś, że Polska zaoferowała Ukrainie kilkadziesiąt tysięcy sztuk amunicji defensywnej. Polska powinna przekazywać swoją broń? Przy okazji takiej pomocy ze strony Litwy, Łotwy i Estonii wskazywał Pan, że kraje frontowe nie powinny osłabiać swojego potencjału obronnego.
Trudno mi dyskutować na temat decyzji politycznych. Trudno mi komentować decyzję rządu, nie wiedząc nawet co konkretnie oferuje Ukrainie. Nie wiemy o jaką konkretnie amunicję chodzi, dlatego nie chcę opiniować tego, na co zdecydował się rząd. Ukrainie trzeba pomagać, a decyzją rządu jest, co Ukrainie przekaże.
Podtrzymuję natomiast swoje stanowisko, że swojego potencjału nie możemy osłabiać. Nie wiemy, jak się potoczą losy ewentualnej wojny. Mówię o państwach frontowych, wśród których jest Polska, podobnie jak Litwa czy Estonia. Te państwa nie powinny wyzbywać się swoich możliwości obronnych przez oddawanie swojego potencjału Ukraińcom. Powinny to robić takie państwa jak Francja, Niemcy, Włochy czy Wielka Brytania. One są w głębi Europy i im wojna nie grozi. Nam grozi.
W rosyjskich mediach mówi się otwarcie nie tylko o inwazji na Ukrainę, ale również o ataku na Polskę. Ta propaganda powinna budzić w Polakach jakieś obawy, czy jednak Polska jest absolutnie bezpieczna i nie powinniśmy się przejmować groźbami propagandystów Kremla?
My się już z tą propagandą Kremla oswoiliśmy i ona na Polakach - mam nadzieję - nie robi wrażenia. To, że oni mówią o zwożonej na granicę krwi, że rosyjscy żołnierze piszą już listy pożegnalne do rodzin… To jest wszystko gra, propaganda. Kto w to wierzy i kto się tego boi? Na pewno nie żołnierz. Proszę słuchać polskich żołnierzy, a nie propagandy Kremla! Proponuję, aby Polacy pytali polskich żołnierzy i nie słuchali tej propagandy. My im powiemy co będzie i jak będzie. Ale nie wolno słuchać propagandy rosyjskiej. Ta propaganda miesza w głowach politykom i obywatelom. Nie wierzmy w nią!
W 2008 roku Rosja zaatakowała Gruzję w przeddzień Igrzysk Olimpijskich w Pekinie. Za chwilę rozpocznie się Olimpiada. Są jakieś powody, dla których 14 lat temu Kreml wybrał właśnie taki moment i czy te powody mogą mieć znaczenie również w najbliższych dniach?
Trudno powiedzieć, ale moim zdaniem wywołując wojnę, Putin zakłóciłby igrzyska. Pekin nie chce zakłócenia Igrzysk Olimpijskich, bo dla Pekinu jest to wielkie wydarzenie, mające pokazać światu demokratyczne Chiny. W ten sposób Putin strzeliłby prezydentowi Chin w kolano. Dlatego nie łączyłbym tych dwóch rzeczy i nie spodziewał się, że Putin czeka na Olimpiadę, aby zaatakować Ukrainę. Przeciwnie, byłbym ostrożny w takich stwierdzeniach, bo ta wojna przeszkodziłaby Chinom.
Po pierwsze zakłóciłaby przebieg Olimpiady, bo wszyscy zamiast skupiać się na wydarzeniach w Pekinie, skupialiby się na wojnie. Po drugie ta wojna miałaby charakter globalny, w poważnym stopniu zakłócając również funkcjonowanie gospodarki chińskiej i chińską ekspansję. W mojej ocenie Chiny robią wszystko, a może już nawet zrobiły, aby nie pozwolić Putinowi na wywołanie wojny. Putin tymczasem wie, że bez wsparcia Chin nie może liczyć na powodzenie w konfrontacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Kiedy jednak uwaga świata jest zwrócona na rosyjską agresją, Chiny przeprowadzają kolejne prowokacje na Tajwanie. Czy jest realny scenariusz, w którym Pekin jednak wykorzysta atak na Ukrainę i w ten sposób zapewni sobie wsparcie Rosji w wojnie o dominację ze Stanami Zjednoczonymi?
W przypadku wojny na Ukrainie NATO i Stany Zjednoczone nie będą używały swoich sił zbrojnych. Putin nie odciągnie armii amerykańskiej od Indo-Pacyfiku. NATO wyraźnie zapowiedziało, że w wojnę na Ukrainie się nie zaangażuje. Wspiera Ukrainę, ale militarnie nie weźmie udziału w konflikcie. Potencjał amerykański cały czas będzie więc gotowy do użycia w rejonie największego zainteresowania strategicznego dla USA, jakim jest Indo-Pacyfik.
Problem Tajwanu to w mojej ocenie na razie jedynie „machanie szabelką”. Chiny tej wojny obecnie nie chcą. Liczą na to, że Tajwan politycznie ulegnie naciskom w obliczu możliwych problemów wsparcia ze Stanów Zjednoczonych. Nie wiem w tej chwili jaka jest sytuacja na Tajwanie, ale rozmawiałem z pracującym na Tajwanie kolegą, który zwraca uwagę na dwa problemy.
Pierwszy dotyczy demografii. Na Tajwanie nie ma młodych ludzi. Społeczeństwo Tajwanu się bardzo zestarzało i Tajwan ma duże problemy z potencjałem ludnościowym, jeśli chodzi o młodych ludzi gotowych do walki. To pierwszy problem.
Druga kwestia to fakt, że na Tajwanie skumulowane są wszystkie ośrodki badawcze najnowszych technologii światowych, z których korzystają również Chińczycy. Odcięcie dostaw z Tajwanu w poważnym stopniu mogłoby zakłócić funkcjonowanie i rozwój niektórych systemów wykorzystywanych w Chinach. Więc te dwa aspekty: demograficzny i technologiczny. Warto, aby nasi eksperci pochylili się nad zjawiskiem uzależnienia gospodarki Chin i chińskich technologii od rozwiązań wypracowywanych na Tajwanie. Moim zdaniem jest to znaczne uzależnienie. Chiny biorą to pod uwagę.
Rozmawiał Karol Kubicki