Mieszkańcy zateizowanej Europy zachodniej przechodzą coraz częściej na islam w jego radykalnej wersji. Jadą na dżihad do Syrii i Iraku, a po powrocie angażują się w działania, które mogą skutkować masowymi mordami.

Z pozycji katolickich mówi się o ekstremistach jasno: to zło w czystej postaci, inspiracja szatańska. Nie bardzo jednak wiadomo, jak wykorzenić ich środowiska. Tymczasem wydaje mi się, że Kościół musi do nich po prostu trafić, używając do tego właściwych środków: radykalnego przekazu w radykalnej formie, to znaczy – w języku Nowego Testamentu.

Ci, którzy przechodzą na radykalny islam, szukają przecież Boga. Ich tragedią jest to, że trafiają w istocie w sidła diabła i zamiast ku zbawieniu – jak im się wmawia – są prowadzeniu ku potępieniu.

Można jednak rozumieć, dlaczego sięgają właśnie po ekstremizm, taki, jak na przykład w wydaniu niemieckich salafitów. Żyjąc na zachodzie Europy, żyją w świecie zdemoralizowanym. Pogarda dla życia, instrumentalizacja ciała, rozpusta, dewiacje, agresywny laicyzm – to norma. Powstaje pytanie, czy do tych, którzy odczuwają potrzebę radykalnej i ostrej walki z tymi zjawiskami, Kościół katolicki potrafi trafić w wystarczającym stopniu?

W Polsce – tak, bo nie brakuje tu hierarchów, którzy mówią jasnym i zrozumiałym językiem, nie brakuje autentycznej pobożności i szacunku dla Chrystusa. Ale na zachodzie, gdzie nawet w katolickich świątyniach spotyka się kobiety-księży, homoseksualne „śluby”, liturgiczne szaleństwa, ekumeniczne pomieszanie, rozmywanie nauki?

Kościół musi wyjść do tych, którzy kuszeni są przez islam. Musi wyjść do nich i, tak jak ekstremiści, wysłać ich na wojnę: ale nie wojnę przeciw ludziom, a przeciw światowości i własnym grzechom. Mówiąc krótko, potrzebna jest po prostu katolicka „oferta”, która pokieruje ich gorący temperament we właściwą stronę. Poprzez ascezę, posty, walkę z popędami ciała i ducha, poprzez gorącą modlitwę - pobożność, którą moglibyśmy nazwać średniowieczną.

Potrzebuje tego nie tylko Europa, ale i inne kontynenty: niedawno czytaliśmy, że w Ameryce Południowej coraz więcej katolików porzuca Kościół i przechodzi na protestantyzm. A powodem jest właśnie akcentowany przez protestantyzm radykalizm.

I nie ma powodu obawiać się otwarcia takich inicjatyw w Kościele: Jezus Chrystus nie stronił od ostrego języka, a wojskowe metafory w tak piękny sposób przedstawia nam w odniesieniu do życia duchowego św. Paweł. Miękkość i niejasność w Kościele to zguba: widać to wszędzie, gdzie te kierunki biorą górę – Kościół przestaje być autentyczny i traci siłę nawracania. Wciąż mówi o tym papież Franciszek i w tym sensie możemy mówić o nim jako o papieżu radykalnym. Przecież samym już swoim imieniem odwołał się do średniowiecznego świętego ascety. I ten właśnie ascetyczny radyaklizm, nie uznający kompromisów w walce z diabelską w swojej naturze światowością trzeba zaakcentować jeszcze silniej, jeśli chce się uratować Europę przed islamskim terroryzmem. 

Paweł Chmielewski