Wiele miesięcy temu napisałem, że Tuska powinno się trzymać w Brukseli i nie stwarzać pretekstów do nowych „narracji”. Dziś już wiemy, że Jarosław Kaczyński postanowił inaczej i zapowiedział, że dla Tuska nie będzie rządowego poparcia. Na wstępie przecinam wszystkie niedorzeczne spekulacje, oparte na ignorancji. Nie ma żadnej potrzeby budowania koalicji w Parlamencie Europejskim, ponieważ liczą się tylko ci kandydaci, którzy mają wsparcie ze strony państwa, z którego kandydat pochodzi. Tusk nie może dostać fuchy „prezydenta Europy” jeśli nie będzie kandydatem Polski, tyle jeśli chodzi o zbędną dyskusję, ale dalej jest znacznie ciekawiej.

Nieskromnie przyznam, że decyzja Kaczyńskiego, to w ostatnim czasie jedyny wyjątek, który nie zgadza się z moją wizją uprawiania polityki. Uspakajam jednak najwierniejszych z wiernych i przyznaję, że o polityce wiem może połowę z tego, co szef PiS. Dlatego zamiast iść linią ambitnych publicystów-doradców, zastanawiam się, co też mistrz tego typu zagrywek politycznych ma na myśli? Po co sprowadzać do Polski taki garb, który już w tej chwili medialnie zdetronizował aborcję. Pierwsze skojarzenie dotyczy właśnie przykrycia niewygodnego dla PiS tematu, ale byłoby to mało logiczne strzelanie z armaty do wróbla. Aborcję da się przykryć 100 innymi sprawami, a uziemienie Tuska to mimo wszystko zupełnie inny kaliber. Odrzucam pierwsze skojarzenie i myślę dalej, nie wycofując się ze swojej diagnozy, że ta decyzja na 100% wywoła medialny szum z kandydowaniem Tuska w wyborach prezydenckich na czele. Kaczyński uznał jednak, że to żadna cena, w porównaniu do korzyści, tylko jakie korzyści sobie zaplanował?

Widzę kilka przesłanek składających się na ostateczną pokusę. Jednym z najbardziej zmartwionych z obrotu spraw, z całą pewnością będzie Grzegorz Schetyna. Nowy lider PO w swojej partii zajmuje pozycję typu huśtawka, jego losy ważą się prawie każdego dnia, przy tym wszystkim media za nim nie przepadają. Zadyma w PO od pierwszej minuty jest pewna, frakcje już wysyłają sobie sms-y i umawiają na kolacje u „Sowy”. Powrót Tuska to także spory kłopot dla Nowoczesnej i przede wszystkim Ryśka Petru. Jakby Tuska nie krytykować i jakby nim nie poogradzać, co w moim przypadku przybiera skrajną postać, nie da się Donalda porównać do Ryśka. Każdy to przyzna, prawda? A skoro tak, to całkiem przypadkiem ułożyły się w jedną całość dwa poważne argumenty, które mogły przyświecać Jarosławowi Kaczyńskiemu. Wywołanie nowej wojny w PO bez ofiar obejść się nie może, bo nie ma miejsca w Platformie dla Schetyny i Tuska. Oczywiście obaj nienawidzący się politycy mają swoje partyjne zaplecze, które musi polecieć razem z nimi.

Wykreowany następca Tuska, czyli Rysiek Mem-Petru po powrocie Tuska do Polski, siłą rzeczy będzie pełnił rolę „polskiego Ronaldo”. Wygląda na to, że jednym ruchem Kaczyński wymierza dwa celne ciosy w najgorszy sort, ale tak różowo do końca nie jest. PO i związane z nim środowisko ma nóż na gardle, trzymany przez prokuraturę i komisje śledcze. W takich okolicznościach Żyd z Palestyńczykiem potrafi się dogadać, nie tylko HGW ze Schetyną i Tusk z Petru. Zatem przy wszystkich teoretycznych korzyściach istnieje spore praktyczne zagrożenie, że Tusk w połączeniu z mediami są w stanie skleić najgorszy sort w jedną opozycyjną formację. Prawdopodobnie to niebezpieczeństwo Kaczyński zamierza zniwelować serią rozpoczętych postępowań prokuratorskich, o czym zresztą mówił wprost, uzasadniając decyzję o odmowie udzielenia poparcia Tuskowi. Całe towarzystwo doskonale wie, co robiło przez ostatnie 8 lat, ale nie wie ile kwitów udało się wygrzebać, ilu świadków zdecydowało się mówić. Innymi słowy Kaczyński trzyma ich wszystkich za twarz i to nie jakimiś „zdradami dyplomatycznymi”, ale twardymi aferami, jak złodziejska reprywatyzacja Warszawy, czy Amber Gold.

I jest jeszcze jedna bardzo ważna okoliczność dostarczająca niemałej korzyści, swoją decyzją Kaczyński zwiera własne szeregi. Opinie rozmaitych skrajnych skrzydeł PiS, że aborcja albo „apele smoleńskie” nie stanowią żadnego zagrożenia, są czystą polityczną głupotą. Kwestie te w sposób ewidentny wywołują niezdrowe emocje w ramach elektoratu PiS i naprawdę jedynie ktoś wyjątkowo ślepy i w dodatku niemądry, może tego nie dostrzegać. Dla odmiany wsadzanie Tuska i pozostałych aferzystów jest spoiwem i odwiecznym marzeniem wszystkich wyborców PiS. Podsumowując, po stronie korzyści wpisujemy: wyniszczającą wojnę w PO, osłabienie Nowoczesnej i marginalizację Ryśka Mema-Petru, zjednoczenie elektoratu PiS. Po stronie zagrożeń jest tylko jedna pozycja, ewentualne zjednoczenie opozycji i mediów pod wodzą powracającego do Polski Tuska. Czy to dobra polityczna decyzja Kaczyńskiego? Życie pokaże! Na pewno nie jest to decyzja pozbawiona ryzyka, dość dużego ryzyka.

PS A może to tylko dyscyplina, w końcu Kaczyński powiedział „tylko” tyle, że wyobraża sobie brak poparcia rządu dla Tuska.

Matka Kurka/kontrowersje.net