Istnieją takie tematy wrzucane na forum publiczne, o których wszyscy mówią, ale niewielu ma pojęcie, o co w tym chodzi. „Dyskutującym” wystarczą plemienne hasła bojowe i inne okrzyki ideologiczne, czym załatwia się całą sprawę. Dokładnie tak jest w przypadku 30-krotnosci składek ZUS i od razu się przyznam, że do dziś sam nie wiedziałem za bardzo o co tu chodzi. Dotąd byłem przekonany, że to jakiś haracz płacony przez osoby uzyskujące najwyższe dochody, jednak nie było to zbyt mądre strzelanie w ciemno, ponieważ w takim przypadku zniesienie limitu wywołałoby euforię „liberałów” i wszystkich pozostałych zwolenników „niewidzialnej ręki rynku” - pisze bloger Matka Kurka na portalu kontrowersje.net

Nadrobiłem braki i teraz wiem, że rzecz się przedstawia dokładnie odwrotnie, limit 30-krotności ZUS jest przywilejem najlepiej zarabiających. Składka ZUS działa tak, że zwykły śmiertelnik, który dostaje na rękę „najniższą średnią krajową”, jak to się zwykło błędnie przez lata mówić, musi odprowadzić ZUS od każdej wypłaty. Oczywiście chodzi o płacę minimalną, ale też o wszystkie płace poniżej średniej krajowej. Inaczej wszystko wygląda, gdy ktoś przekroczy limit 30-krotności płacy średniej.

Limit 30-krotności składek na ZUS w praktyce oznacza, że jeśli osoba pracująca w ciągu roku zarobi więcej niż 30 pensji w kwocie przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce, nie musi opłacać składek ZUS od całości wynagrodzenia, ale tylko od sumy, która stanowi 30-krotność przeciętnej płacy. W tej chwili górny limit dla składek ZUS to 11 912 zł brutto miesięcznie, czyli 142,9 tys. zł. rocznie i gdy ktoś zarobi powyżej 142,9 tys. zł, płaci składkę ZUS tylko od 142,9 tys. zł, a z reszty jest zwolniony.

Pytanie podstawowe, czy to jest uczciwe? Na pierwszy rzut oka widać, że to typowa sprawiedliwość i rynkowość balcerowiczowska, sprowadzająca się do tego, że biedny płaci od całości, a bogaty od części. Nie ma zatem mowy, by projekt zniesienia limitu był jakąkolwiek represją dla najlepiej zarabiających, jest to zwyczajne zniesienie przywileju, w dodatku mało sprawiedliwego w wymiarze społecznym. W sumie około 370 tysięcy pracowników korzysta z tego przywileju i jak się łatwo domyślić głównie są to tak zwane elitarne zawody: lekarze, prawnicy, dziennikarze, ale też pracownicy korporacji, prezesi, dyrektorzy banków, wyżsi urzędnicy. Bardzo mocne i wpływowe grupy społeczne, potrafiące podnieść rwetes w mediach i w Internecie, do czego mają prawo, ale już niekoniecznie mają prawo kłamać i to w żywe oczy.

Zniesienie limitu 30-krotności ZUS nie tylko nie jest żadnym zamachem na najlepiej zarabiających i tym bardziej dodatkowym obciążeniem, tylko przywróceniem elementarnej sprawiedliwości społecznej. Bogaty będzie płacił tak samo jak biedny, zamiast otrzymywać premię od bogactwa. W tej sytuacji mało mnie obchodzą rytualne wywody o „socjalizmie” i pozostałe ideologiczne brednie, o sięganiu do cudzych portfeli. Ciężko w ogóle zrozumieć, kto mógł wpaść na tak wybitnie niesprawiedliwy pomysł, jak przyznawanie przywilejów najlepiej sytuowanym obywatelom, kosztem obywateli najmniej zarabiających, co w mojej ocenie jest nie do obrony. Pewnie, że człowiekowi bliższa koszula ciału i każdy lub prawie każdy będzie bronił swojego, nie patrząc na sprawiedliwość, ale państwo jest zobowiązane do patrzenia i podejmowania właściwych decyzji.

Przy takich okazjach zawsze podkreślam, że nie mam zamiaru udawać hipokryty, sam korzystam z przywileju dla twórców, związanego z 50% kosztem uzyskania przychodu, ale po pierwsze nazywam to przywilejem, po drugie też uważam, że jest to głęboko krzywdzące. Nie rozumiem dlaczego praca twórcy, dziennikarza, muzyka itd., jest przez państwo traktowana lepiej, niż praca hydraulika, czy kierowcy autobusu? Wiadomo, że chodzi o kulturę wyższą i tak dalej, ale czy to przypadkiem nie jest „socjalizm”, bo jakoś w tym przypadku głosów oburzenia ze strony „elitarnych” zawodów nie słychać. Nikt nikomu niczego nie zabiera i nikogo nie represjonuje, projekt ustawy przywraca normalność i sprawiedliwość.

Matka Kurka/kontrowersje.net