Zapadł prawomocny wyrok z powództwa Jarosława Kaczyńskiego przeciw Bolkowi Wałęsie. Sprawą żyła cała Polska i jak to zwykle bywa tysiące ludzi wypowiedziało się na temat, o którym nie ma zielonego pojęcia, a gdy nastąpił finał sprawy, to pies z kulawą nogą się nad tym nie pochyla. Pamiętam doskonale dywagacje amatorów oraz emocje wywołane brakiem znajomości prawa i to w stopniu podstawowym. Jeden przykład takich zachowań szczególnie utkwił mi w pamięci, bo bardzo precyzyjnie wyznaczał granicę pomiędzy „ludową sprawiedliwością” i prawem.

Sędzia w pewnym momencie zapytał Jarosława Kaczyńskiego, czy śmierć brata nadal jest dla niego traumatycznym doświadczeniem, czy może po latach ta rana się zabliźniła. Nie chcę przesadzić, ale jak powiem, że 98% zwolenników PiS i przede wszystkim Jarosława Kaczyńskiego zbulwersowało się i powiesiło psy na sędzi, to raczej nie przesadzę. Tymczasem dla każdego aplikanta pytanie było oczywiste i kluczowe w sprawie o naruszenie dóbr osobistych. Fakt, że pytanie zadał sędzia, chociaż powinien to zrobić pełnomocnik powoda, świadczył jednoznacznie, w którą stronę pójdzie wyrok. W postępowaniu cywilnym strony muszą udowodnić, że doszło lub nie doszło do wyrządzenia szkody i krzywdy. Procedura ta nie należy do przyjemnych i niestety wymaga odpowiedzi na takie pytania, ponieważ stan emocjonalny powoda i jego poczucie krzywdy bezpośrednio przekłada się na wyrok.

Akurat ten aspekt można przenieść z sąd na zwykle życie, naturalnie nieco upraszczając zagadnienia prawne. Jeśli sąsiad wyzwie sąsiada brzydkim słowem, to niekoniecznie musiało dojść do krzywdy wyzwanego. Wystarczy wprowadzić jedną okoliczność, aby to wyzywający stał się ofiarą. Owszem sąsiad usłyszał, że jest „głupim ch*jem”, ale wcześniej sam wyzwał albo uderzył żonę drugiemu sąsiadowi. Gdy taka sprawa trafi do sądu będzie zupełnie inaczej rozpatrywana niż niczym nie sprowokowane wyzwisko. Sąd musiał ustalić wszystkie okoliczności sprawy i pytaniem o poczucie krzywdy nie wyrządził powodowi Jarosławowi Kaczyńskiemu żadnej krzywdy, przeciwnie, w tej sytuacji sędzia niemal wyciągnął pomocną dłoń do powoda. Znamienne jest też to, że sam Jarosław Kaczyński, będąc doświadczonym prawnikiem, ani przez moment nie okazał dezaprobaty, ale dogłębnie opisał swój stan emocjonalny po tragicznej śmierci brata.

Tak działa prawo, tak wygląda procedura sądowa i dobrze, że tak wygląda, w przeciwnym razie sale sądowe zamieniłyby się w studia programów publicystycznych, gdzie prymitywne granie na emocjach, zastępuje „ustalenie stanu faktycznego”. Dlaczego tacy gwiazdorzy medialni jak: Owsiak, Wałęsa, Lis, seriami przegrywają postępowania przed sądem? Odpowiedź znajduje się w procedurach prawnych, które nie mają nic wspólnego z gwiazdorzeniem. Na sali sądowej również da się odegrać tani spektakl, zresztą prawnicy sami nazywają proces swego rodzaju przedstawieniem teatralnym, ale to się odbywa według ścisłych reguł i na końcu liczy się materiał dowodowy, niekoniecznie wrażenia artystyczne.

Wyszczekani medialnie celebryci, gdy mają ściśle odpowiadać na pytania związane z ustaleniem okoliczności sprawy, są jak sztubaki przy tablicy, które się nie przygotowały do lekcji. W Internecie można znaleźć fragmenty rozprawy z udziałem Owsiaka i aż trudno uwierzyć, że to ten sam Owsiak, który od 30 lat pajacuje w mediach. Kompletnie pogubiony, nie potrafiący sklecić jednego zdania, a gdy tylko próbował wejść na swoje tory i robić w sądzie „szoł”, to sędzia sprowadzał go na ziemię. Przegrywają „gwiazdy” w sądzie, bo tam zostaje obnażony cały ich potencjał intelektualny i moralny, czego nie da się zmontować, wyciąć, przyciąć, przypudrować, ale wszystko w surowej postaci jest zapisane w protokole.

Matka Kurka/kontrowersje.net