Przewodniczący Parlamentu Europejskiego Martin Schulz poinformował, że nie zamierza już ubiegać się o kolejną kadencję na dotychczasowym urzędzie. Zgodnie z porozumieniem między europarlamentarnymi frakcjami, jego następcą zostanie konserwatysta i Schulz, kandydat socjalistów, nie miałby szans.

Schulz nie zamierza jednak pozostać w instytucjach europejskich na innym stanowisku. Ogłosił, że wraca do polityki krajowej. W Niemczech ma przed sobą potencjalnie spektakularną karierę. Jest jednym z najważniejszych polityków Partii Socjaldemokratycznej - SPD, obecnie sprawującej władzę wespół z silniejszym koalicjantem, CDU/CSU pod egidą Angeli Merkel. Już w przyszłym roku odbędą się w Niemczech wybory parlamentarne i Schulz liczy najwyraźniej, że uda mu się odegrać w nich ważną rolę, być może zyskując jakieś ważne stanowisko po wyborach. Media spekulują, że Schulz mógłby zostać nawet kandydatem na kanclerza z ramienia SPD.

"Będę teraz walczył o Europę na narodowym poziomie" - powiedział Schulz na konferencji prasowej w Brukseli. "W nadchodzącym roku zajmę miejsce na liście wyborczej Nadrenii Północnej-Westfalii [w wyborach] do Bundestagu" - dodał.

"Spiegel Online" informuje, że decyzja Schulza o powrocie do niemieckiej polityki została uzgodniona bezpośrednio z szefem SPD, wicekanclerzem Sigmarem Gabirelem. Jeden z rozmówców "Spiegla" z kręgów partyjnych poinformował, że teraz SPD będzie zastanawiać się nad swoją kandydaturą na kanclerza. O wszystkim poinformuje pod koniec stycznia.

Niewykluczone, że najpierw Schulz otrzyma inną posadę. Może zostać nowym szefem ministerstwa spraw zagranicznych, zastępując na tym urzędzie Franka-Waltera Steinmeiera, swojego kolegę partyjnego, który od przyszłego roku będzie za zgodą Angeli Merkel nowym niemieckim prezydentem.

hk/Spiegel, Fronda.pl