Tomasz Wandas, Fronda.pl: Władysław Kosiniak Kamysz, który w Koalicji Europejskiej na tle innych jej liderów cieszył się największym zaufaniem wśród Polaków zdecydował o samodzielnym starcie w wyborach do Parlamentu krajowego. Czy uda mu się tym samym uratować PSL? Czy to nie za duże ryzyko, które może skutkować nieprzekroczeniem progu wyborczego?

Marcin Wolski, szef TVP2: Nie wiem, czy uda mu się uratować PSL, ale być może uda mu się ostatecznie go nie pogrążyć. Moim zdaniem, dalsze trwanie w koalicji załatwiłoby PSL tak jak załatwiło Nowoczesną. Nie sam Kosiniak, ale jeszcze kilku innych czołowych działaczy z jego partii dosadnie stwierdzili fakt, że trwanie u boku coraz bardziej skręcającej „w lewo” Platformy, oznaczałoby dla PSLu całkowitą utratę tożsamości. PSL ma jeszcze na wsi jakiś elektorat, w dalszym ciagu, ma jeszcze całą „armię” funkcjonariuszy partyjnych jak i samorządowych, ma trzech europosłów – to wszystko tworzy spory kapitał, który oczywiście, szybko można roztrwonić. 

Czy inicjatywa stworzenia nowego bloku to dobra inicjatywa Kosiniaka-Kamysza? 

Tworzenie nowego centrum -choć nie wiem na ile jest to realne – może być ciekawe. Jeżeli udałoby się zaprosić do tego Kukiz 15', działaczy, którzy „sparzyli się” na Konfederacji czy tych, którym nie po drodze z lewicową Platformą, to kto wie, być może, ten blok przekroczyłby próg w jesiennych wyborach. Co więcej, można spodziewać się, że w odróżnieniu od Konfederacji, która była bardzo mocno zwalczana przez PiS, to taki twór, mógłby liczyć na neutralność partii rządzącej a nawet więcej, możliwy byłby (choć oczywiście nie wiem czy PiS na to pójdzie) jakiś deal mający w przyszłości na celu większość konstytucyjną.   

Szef ludowców ogłaszając decyzję o samodzielnym starcie w jesiennych wyborach powiedział, że nie chce iść do wyborów z ludźmi, którzy dążą do wywołania wojny religijnej w Polsce. 

PSL „na dole”, tam gdzie jest najsilniejsze, czyli na wsiach, gdzie ciągle zachowało wpływy jest w dobrej komitywie z proboszczami, i nie jest w stanie całkowicie oderwać się od swojej bazy. Pójście dalej z lewactwem, byłoby w rzeczywistości natychmiastowych samobójstwem, stąd jeśli Kosiniak-Kamysz, wybrałby tą opcję, trzeba byłoby rozwiązać partię i zasilić szeregi Platformy. PO natomiast, wyraźnie skręca w lewo i bardzo prawdopodobne, że będzie próbować dogadać się z Biedroniem. 

Stąd nie ma się co dziwić takiej decyzji. 

Paradoksalnie, dla elektoratu PSLu, mniej kompromitujący są ludzie typu: Cimosiewicz czy Miller – w końcu, w wielu konstelacjach, byli to jego stronnicy. Natomiast, ta nowa lewica LGBT, to jest coś, czego mieszkańcy wsi, wyborcy PSLu, strawić nie mogą. 

Na parę miesięcy przed wyborami Kosiniak-Kamysz, ma mniejszy problem niż Platforma, która może tylko stracić, nawet jeśli przyłączyłby się do niej Biedroń. 

Dlaczego tak?

Dlatego, że u części jej lektoratu jest jednak dalej przekonanie i pamięć, że Platforma powstawała jako partia centroprawicowa. Nawet jeśli ta części elektoratu PO, akceptowała przemalowanie się na „tęczowo”, to robiła to z „zaciśniętymi zębami”. 

Powołanie centrum przez Kosiniaka, może być śmiertelnym ciosem dla Platformy i paradoksalnie może spowodować, że to nie PSL przestanie istnieć, a Platforma. 

Jak to możliwe?

Istnieje w Polsce kapitał czegoś, co nazwiemy anty-PiSem, ci ludzie, żeby nie wiem co się działo, nigdy nie oddadzą głosu na PiS. Natomiast, jeśli otrzymają ofertę, która nie jest wbrew ich prywatnym zapatrywaniom, nie jest antyPiSem, ale daje możliwość wyjścia z twarzą i co więcej nie zmarnowania głosu (w którymś momencie pojawią się sondaże i one mogą pokazywać, że to ma szansę) to logiczny ciąg wskazuje na to, że finalnie nowy twór PSLu, mógłby odnotować znaczący sukces. Krótko mówiąc: Schetyna ma dziś poważny problem. 

Czy zniesmaczony elektorat PSLu, uwierzy w te słowa, uwierzy, ze ich władze opamiętały się w czasie i odda głos na PSL w jesiennych wyborach?

Tak, bo nie ma powodu by nie wierzyć, zwłaszcza, że te słowa padają w sytuacji, w której zarząd PSLu dokonuje zerwania z koalicją. Jeżeli PSL jasno stwierdził, że nie idzie tą drogą, że wybiera inną opcję i zaznacza pewne elementy, w których mówi sobie non possumus (tu takie rzeczy jak walka z Kościołem, małżeństwa homoseksualne będę mocno postawionymi punktami) to nie ma problemu, by pewna ilość ludzi głosujących na PSL, a nawet część tych oddających głos na Platformę, nie miałaby tego posłuchać. 

Co zrobi teraz Schetyna?

To jest właśnie ciekawe – był taki moment na początku kampanii, kiedy mówił on o „prawicowej kotwicy”, zamiast niej, pojawiła się lewica, stąd cieżko jest przewidzieć, co zrobi w tym momencie. Jedno jest pewne, Kosiniak-Kamysz uruchomił „szaloną ruletkę”, zobaczymy jak ta „kuleczka” zawiruje. 

Lech Wałęsa  Oświadczył, że  Koalicja Europejska jest w  rozsypce, a  on  sam przestrzegał, że  jak przegra z  Prawem i  Sprawiedliwością, to  „wszystko skończy się wojną  domową. „Na  ile krwawą, tego nie wiem. Chciałbym tego uniknąć, przestrzegam, bierzmy się do  roboty, a  szczególnie do  dyskusji, by wydyskutować mądre  rozwiązania” - co sądzić o takim komentarzu byłego prezydenta RP? 

Ciężko rozważać na serio, to co mówi Wałęsa. Nie ma najmniejszych powodów na żadną wojnę domową, ewentualna opozycja, nie dysponuje armią, a poza tym, tu jest Polska, gdzie szczytowym aktem terroru jest danie komuś „w mordę”. Nikt nie chciałby umierać w imię walki politycznej, między dwoma głównymi partiami, nie mówiąc już o tym, że rewolucję robią głodni, a nie bogaci. Pogadać zawsze można, ale brać się do jakiejś walki? Niby kto miałby walczyć i z kim? Tą wypowiedź Wałęsy jak i większość ostatnich jego wypowiedzi, łącznie z tą o kosmitach, należy traktować jako bajkę. 

Grzegorz Schetyna twierdzi, że jest sposób na PiS, tylko trzeba go znaleźć.

Jest to równie groteskowe. Oczywiście, że na wszystko jest sposób, ale politycy są nie od tego, by mówić o tym, że są sposoby, tylko mają je znajdować. Moim zdaniem, jedyne co może zrobić Schetyna, to dać sobie spokój, czyli najlepiej będzie jak w ogóle przestanie myślec o jakiejkolwiek wygranej w jesiennych wyborach. Tak jak dobry trener piłkarski, który wie, że w tym sezonie wejście do rozgrywek o mistrzostwo jest niemożliwe, „schodzi na ziemię” by ciężko pracować nad tym, żeby spróbować skutecznie powalczyć w następnym sezonie, tak samo powinien za pracę od podstaw wziąć się przewodniczący Platformy. Jakiekolwiek myślenie o tym, żeby pojawiła się w Polsce inna alternatywa niż PiS u władzy wchodzi w grę dopiero od przyszłych wyborów, oczywiście przy założeniu, że Jarosławowi Kaczyńskiemu znudzi się polityka i zostawi partię młodszym. 

Z kolei Leszek Miller twierdzi, że nie wie czy na PiS jest sposób. O czym świadczy ta bezradność bardzo doświadczonych polityków opozycji? Czy może to podpucha, która miałaby coś konkretnego na celu, tylko jeśli tak, to co takiego?

Nie, to nie podpucha, jest po prostu bezradność na którą zapracowała opozycja. 

W jaki sposób?

W pierwszych dniach po wyborach, w 2015 roku postawili oni na „opozycję totalną”, w związku z tym sprowadziła walkę polityczną, nie do walki na argumenty, nie do walki na programy – wykrwawiła się na tych bojach, zdewaluowała próbę delegitymizacji PiSu i w tym momencie jest naga. Leszek Miller wie, że opozycja ma problem, bo niby co może zrobić? Zaproponować 2000zł na pierwsze dziecko? To nawet średnio inteligentny człowiek powie: oni obiecują, nigdy nie dotrzymywali obietnic a rządzący dają, to lepsze 500 zł pewne w garści, niż obiecane 2000zł, tym bardziej, że można stracić 500 zł, które się dostaje. Nie ma możliwości przelicytowania argumentami socjalnymi ale i politycznymi, gdzie być może w najbliższym czasie będziemy mieli podpisanie umowy o Fort Trump, przez co nastąpi dowartościowanie dumy Polaków, sytuacja gospodarcza jest znakomita. Natomiast, z drugiej strony co mamy? LGBT? Czy sprawę zmian obyczajowych na które jak widać Polacy nie są gotowi (pytanie czy kiedykolwiek będą). Krótko mówiąc: będąc opozycją można tylko siąść, płakać i ewentualnie myśleć o tym, jak zminimalizować koszty. Moim zdaniem, program maksimum, który może zrealizować opozycja, to nie dopuścić do większości konstytucyjnej PiSu. 

Przy obecnej sytuacji i atmosferze powstałej po ogłoszeniu wyników do Parlamentu Europejskiego, jakie są Pana prognozy na jesienne wybory? Czy mimo sprzyjającego wiatru, PiS może jednak przegrać?

Istnieje takie niebezpieczeństwo: od prezesa poczynając aż po obserwatorów sceny politycznej, jest to samozachwyt i stwierdzenie „nie mamy z kim przegrać” - jest to najbardziej zgubne i demobilizujące. Jedynym wrogiem PiSu może być sam PiS, ewentualnie sprytnie rozegrana afera. 

Sprytnie rozegrana afera?

Tak, choć jeśli nie udało się z „Srebrną”, z majątkiem Morawieckiego, i nawet z pedofilią w Kościele, gdzie wszyscy zdali sobie sprawę, że jak tu walczyć z pedofilią w Kościele, która stanowi 0,3%, kiedy pozostawia się walkę z 99,7%. Proszę zwrócić uwagę, że po emisji filmu Latkowskiego, propaganda „skapcaniała”, ponieważ okazuje się, że mimo iż pedofilia wśród duchownych jest atrakcyjnym gruntem do walki z Kościołem, to okazuje się, że nie da się tej walki wygrać. Pomysł powstania komisji do spraw walki z pedofilią jako całą, uderza w LGBT (czyli w to co miało być chlubą i dumą). 

To szach i mat.

Z punktu widzenia opozycji sytuacja jest naprawdę beznadziejna. Ponadto, nie sądzę by ta Europa, która obecnie jest podzielona, bez silnego przywództwa, z licznymi podziałami – Macron słaby, pani Merkel już praktycznie nie ma, w Anglii mizeria, a w innych krajach takich jak Włochy eurosceptycy, przetrwała w obecnym kształcie politycznym. W związku z tym wydaje się, że „czepianie się” Polski ze strony unijnych instytucji będzie rzadsze i słabsze.  Jeśli natomiast z Trumpem wszystko dobrze się nam ułoży, to będzie można spokojnie jechać na wakacje. 

Dziękuję za rozmowę.