Aleksiej Muchin, kierujący moskiewskim Centrum Informacji Politycznej (powiązanym oczywiście z Kremlem) udzielił dziennikowi "Rzeczpospolita" kuriozalnego wywiadu.
Nie milkną echa uroczystości z okazji 80. rocznicy wybuchu II wojny światowej. Udział w obchodach wzięli m.in.: wiceprezydent Stanów Zjednoczonych oraz prezydenci Niemiec i Ukrainy. Zaproszenia do Polski nie otrzymał natomiast rosyjski przywódca, Władimir Putin. Wczoraj i dziś informowaliśmy o kolejnych wypowiedziach rosyjskich polityków, teraz czas na "zaplecze medialne" prezydenta Putina. Aleksiej Muchin, kierujący Centrum Informacji Politycznej, ostro zaatakował Polskę w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej".
"Nie wiem, dlaczego nie zaprosili Władimira Putina, nie widzę powodów. Widzę jedynie, że przez Europę kroczy wirus rusofobii i jest coraz bardziej powszechny wśród europejskich polityków. (…) To, że na taką uroczystość Polska zaprosiła kanclerz Niemiec Angelę Merkel, a prezydenta Rosji zignorowała, stawia władze w Warszawie w bardzo dwuznacznej sytuacji"-ocenił propagandysta Putina. Dalej było tylko lepiej. Zdaniem Muchina, Rosja nie ma powodów, aby przepraszać Polskę za II wojnę światową.
"Rosja nie będzie przepraszać. O tym, kto przegrał tę wojnę, a kto wygrał, świadczy konferencja jałtańska. Związek Radziecki jest zwycięzcą w II wojnie światowej i koniec. Tego typu kwestie nie mają nic do dzisiejszych relacji rosyjsko-polskich"-przekonywał.
Jednocześnie, w ocenie szefa kremlowskiego Centrum Informacji Politycznej, jeżeli chodzi o przeprosiny, to pierwszy krok powinna zrobić... Polska.
"Zarówno Niemcy, Polska, Francja, jak i Rosja mają długą listę rzeczy z różnych okresów historycznych, za które mogłyby w nieskończoność przepraszać siebie nawzajem. Polska może zrobić pierwszy krok i zacząć przepraszać za 1612 rok".
W wywiadzie poruszono również kwestię katastrofy smoleńskiej. Aleksiej Muchin stwierdził, że wrak Tu-154M, czyli kluczowy dowód w sprawie tragedii z 10 kwietnia 2010 r., nie wróci do naszego kraju, gdyż Polacy mogliby... fałszować dowody.
"Na resztki samolotu łatwo byłoby podrzucić jakąś substancję, a później obwinić Rosję. Wrak jest głównym dowodem w tej sprawie. Gdyby ktoś sfałszował dowody, byłoby nam niezwykle trudno się wytłumaczyć. Mając resztki samolotu na swoim terytorium, będziemy mieli stuprocentowy dowód na to, że żadnego ładunku wybuchowego nie było. Z tego powodu wrak pozostanie w Rosji"-przekonywał. Czyżby syndrom złodzieja, który krzyczy: łapać złodzieja?
yenn/Rp.pl, Fronda.pl