Bella V. Dodd przez lata była wysoką funkcjonariuszką komunizmu, która wprowadziła setki mężczyzn do kapłaństwa, także homoseksualnych, aby infiltrować i niszczyć Kościół Katolicki od wewnątrz. Za sprawą abp. Fultona Sheena wróciła na łono Kościoła.

 

Fragment książki "Szkoła ciemności":

 

Kiedy zaprosił mnie do swojego biura, aby spotkać się z kilkoma uczestnikami jego grupy pod nazwą „The Christophers”, zgodziłam się. Znów wracałam do tego biura, pod wrażeniem duchowej jakości, którą tam znalazłam. Podczas mojej pierwszej wizyty w siedzibie Christophers było nas kilkanaścioro zajętych w pokoju, kiedy z pobliskiej katedry zabrzmiały dzwony w południe. Wszyscy przerwali pracę i jęli odmawiać Anioł Pański. Dosłyszałam z różnych stron słowa modlitwy, które znałam z dawnych czasów. „Oto ja, służebnica Pańska – usłyszałam, a potem: „Słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami”.

Nie znałam responsu na werset i stałam bez słowa. Byłam jednak głęboko poruszona, słysząc, jak młodzi mężczyźni i kobiety przerywają swoją pracę, aby wspólnie się modlić, tutaj, w najbardziej materialistycznym mieście, jakie kiedykolwiek stworzyła materialistyczna cywilizacja. I poczułam, jak prawdziwie dotyczą małego wierzącego kółka te słowa: „I mieszkało między nami”.

Stowarzyszenie się z „Christophers” pokazało mi, jak mało wiedziałam o mojej Wierze i uświadomiłam sobie, że jestem jak sucha podpałka i że chcę się uczyć. „Christophers” przy swojej pracy wzbudzili wspomnienie płomienia z mojej młodości, pragnienia pomocy uciskanym, poczucia wstydu z powodu jakiejkolwiek zniewagi ludzkiej. Uśmiechnęłam się smutno, przypominając sobie, że uważałam komunistów za współczesny prototyp pierwszych chrześcijan, którzy przybyli, by usunąć chciwość i egoizm ze świata. Komuniści również obiecywali porządek i harmonię życia. Wiedziałam już, że ich obietnice są kłamliwe i że ta obiecywana harmonia niesie tylko chaos i śmierć. Wiedziałam też jednak, że muszę jasno rozróżnić te dwie kwestie w umyśle, zanim podejmę kolejne kroki. Musiałam to wiedzieć. I to dla siebie.

Modliłam się teraz codziennie. Wstawałam wcześnie rano i chodziłam na mszę do kościoła Matki Bożej z Guadalupe, w pobliżu miejsca, w którym mieszkałam teraz, przy Zachodniej Siedemnastej. Czułam podekscytowanie, kiedy skręcałam na wschód z Ósmej Alei i gnałam w górę po kościelnych schodach, aby usłyszeć, jak zakonnicy śpiewają jutrznię przed mszą świętą. Kiedy patrzyłam na twarze przystępujących do komunii, zazdrościłam im i pragnęłam być jedno z nimi, a gdy wracali od ołtarza czułam od nich żar. Myślałam o tej nieustającej Ofierze na ołtarzach tysięcy kościołów na całym świecie, gdziekolwiek jest kapłan niosący mszę ludowi.

Antyklerykalizm, który był częścią mojego myślenia przez lata, zupełnie mnie opuścił, gdy patrzyłam, jak każdego ranka światła włączają się wokół ołtarza Matki Bożej z Guadalupe, zapalają się świece, i kapłan składa Ofiarę. Czułam się przemożnie pociągnięta do ołtarza, ale wciąż siadywałam w ciemnościach tylnych ławek jako widz. Mówiłam sobie, że nie jestem gotowa. I miałam lęk przed dramatycznymi gestami. Ale w miarę upływu dni czułam, że napięcie mnie opuszcza i zaczynałam odczuwać wewnętrzną ciszę.

Zauważyłam, że jak ktoś wygłodniały pożeram książki, które dla komunistów i mędrkującego laickiego świata były tabu lub wręcz przedmiotem szyderstwa. U św. Augustyna w Państwie Bożym znalazłam nieskończenie więcej życia niż u współczesnych profesorów-prowokatorów, którzy pisali Państwo ludzkie. Odkryłam św. Tomasza z Akwinu i śmiałam się, wspominając, jak uczyłam się o nim tylko, że był scholastycznym filozofem, który wierzył w dedukcyjną metodę myślenia. Teraz, gdy otwarła się przede mną wielka skarbnica jego mądrości, poczułam się niewypowiedzianie wzbogacona.

Pewnego dnia podczas lunchu z Godfreyem Schmidtem wyjaśniłam, że muszę dowiedzieć się więcej o Wierze. Gdy szliśmy po Park Avenue, zabrał mnie do księgarni i kupił mi modlitewnik. Nazajutrz zadzwonił do mnie i powiedział, że biskup Sheen jest w mieście i zgodził się mnie znowu przyjąć. To było jak radosne wezwanie od starego przyjaciela.

Z panem Schmidtem poszłam na Wschodnią Trzydziestą Ósmą, do biura Towarzystwa Krzewienia Wiary i zadzwoniłam. Biskup Sheen osobiście otworzył drzwi. Zobaczyłam srebrny krzyż na jego piersi, uśmiech w jego oczach, ale tym razem usłyszałam w jego powitaniu: – Witaj w domu.

Tak więc zaczęłam pobierać nauki wary. Coś dziwnego w moim zachowaniu aż kłuło w oczy. Ja – generalnie sceptyczna i dyskutująca – odkryłam, że mało pytam. Nie chciałam tracić ani jednej cennej chwili. Tydzień po tygodniu słuchałam cierpliwej opowieści o Bożej miłości do człowieka i o tęsknocie człowieka za Bogiem. Słuchałam ostrego jak brzytwa, logicznego rozumowania, które oświetliło mrok i przezwyciężyło pomieszane wątpliwości innych członków mojej grupy, którzy utracili sztukę racjonalnego myślenia, zastępując je butną kazuistyką. Dostrzegłam, jak historia, fakt i logika tkwią nieusuwalnie w fundamentach wiary chrześcijańskiej.

Słuchałam biskupa wyjaśniającego słowa Jezusa Chrystusa, tłumaczącego założenie Jego Kościoła, Mistycznego Ciała. Czułam się teraz blisko wszystkich, którzy otrzymali Komunię we wszystkich kościołach świata. I poczułam prawdziwą równość ludzi różnych ras i narodów, gdy klękają razem przy ołtarzu równi przed Bogiem. I pokochałam ten Kościół, który uczynił nas jednym. Czytałam często do późnej nocy. Tylu rzeczy musiałam się dowiedzieć! Tyle cennych lat zmarnowałam!

Zbliżała się Wielkanoc roku 1952. Biskup Sheen powiedział, że jestem gotowa. Nie miałam żadnego dokumentu chrztu i nie dał żadnego efektu list z prośbą do miasta we Włoszech, w którym przyszłam na świat. Chociaż byłam pewna, że jestem ochrzczona, postanowiono więc, że otrzymam chrzest warunkowy.

7 kwietnia, w rocznicę urodzin mojej mamy, ochrzcił mnie biskup Sheen przy chrzcielnicy w katedrze św. Patryka. Mary Riley i Louis Pagnucco stali po moich dwóch stronach. Był ze mną też Godfrey Schmidt i kilku innych przyjaciół.

Potem biskup Sheen wysłuchał mojej pierwszej spowiedzi. Zauważył u mnie wcześniej, w czasie przygotowania, zdenerwowanie i rozpacz, bo musiałam przebrnąć przez wiele lat, kiedy negowałam prawdę. Rozmyślałam nad karykaturą, jaką zrobiłam z małżeństwa. Dumałam, jak roztrwoniłam swoje kobiece dziedzictwo; jak zamąciłam relację z rodzicami; jak pyszniłam się własnym umysłem; jak okazywałam tolerancję błędowi. Biskup uświadomił sobie moją rozpacz i powiedział pocieszająco: – My, kapłani, wiele razy słyszeliśmy grzechy ludzi. Twoje nie są większe od tych innych. Miej ufność w Boże miłosierdzie. Po wysłuchaniu spowiedzi udzielił mi rozgrzeszenia. Jego Pax vobiscum odbiło się echem w moim sercu.

Na mszy następnego ranka otrzymałam Komunię z jego rąk. Patrząc na migotliwą lampkę tabernakulum, modliłam się, żeby Światło, które upomniało się o mnie, dotarło do tych, których kocham, a oni wciąż siedzą w ciemności.

Książkę można kupić w internecie na stronach Instytutu Globalizacji http://globalizacja.org/node/701