Z najnowszych danych statystycznych nt sytuacji w Kościele (roczniki papieski i statystyczny) wynika, że liczba katolików na świecie wzrosła, choć maleje liczba kleryków i sióstr zakonnych. Na tle tych danych sytuacja w Polsce jest dość niekorzystna - liczba powołań spadła o ok. 10 proc. O komentarz poprosiliśmy ks. dra Roberta Skrzypaczaka.

Ks. dr Robert Skrzypczak: W Polsce i tak mamy dużą liczbę powołań, choć oczywiście trzeba się liczyć z tendencją spadkową. Na szczęście nie jest tak jak przewidywano, że wraz ze zmianami ustrojowymi dojdzie też do katastrofalnego załamania stanu wiary w Polsce. Na tle takich krajów Zachodu jak Włochy, Holandia czy Niemcy jesteśmy rzeczywiście "zieloną wyspą". Wynika to w dużej mierze z faktu, że Kościół w Polsce w czasach komunisycznych nie związał się z reżimem, jak stało się to w Hiszpanii czy we Włoszech, w efekcie czego stracił on tam wielu katolików w klasach robotniczych i chłopskich, które przejęła indoktrynacja marksistowska.

W ubiegłym roku w samej archidiecezji warszawskiej mieliśmy dwudziestukilku wyświęconych, w tym roku też będzie ich około dwudziestu. Dla porównania, w Patriarchacie Wenecji [taką nazwę nosi archidiecezja] gdzie mieszkałem i pracowałem przez kilka lat, w tym roku tylko jedna osoba zostanie wyścięcona, zaś w ubiegłym roku nie było żadnego kandydata. We Włoszech czy w Holandii niektóre seminaria zostały zamknięte z powodu braku powołań. Te statystyki powinny nam posłużyć do tego, aby otoczyć miłością duszpasterską rodziny, przede wszystkim młodych oraz dzieci. Nie możemy się skupiać wyłącznie na utrzymaniu stanu posiadania.

W czasie lutowego konsystorza europejscy karynałowie wskazywali na problemy małżeństw i rodzin związane nieporzestrzeganiem zasady nierozerwalności małżeństwa, na starzejący się Kościół czy na problem z katechizacją. Biskupi z Bangladeszu i z Filipin zwrócili się do biskupów europejskich z pytaniem, dlaczego chcą zdominować problemami swego kontynentu całe spotkanie, skoro ich lokalne trudności nie dotyczą przecież całego Kościoła. W Kościołach afrykańskich czy azjatyckich problemem jest dziś brak duszpasterstwa formującego osoby chętne do przystąpienia do Kościoła oraz przyjęcia sakramentów, gdyż liczba takich osób rośnie bardzo dynamicznie. Mamy tu jakby do czynienia z powrotem do czasów św. Franciszka Salezego, co przewidział papież Jan Paweł II, mówiąc, że trzecie tysiąclecie będzie należało do ewangelizacji Azji. Znaczne róznice jakościowe w podejściu do kwestii uczestnictwa w życiu Kościoła były też zauważalne w czasie ostatniego synodu o rodzinie. Jak się okazało, największe wsparcie dla polskich biskupów popłynęło właśnie od duchownych afrykańskich. Biskupi afrykańcy także wyrażają troskę o jakość przekazu wiary oraz sprzeciwiają się próbom dostosowywania Kościoła do sekularyzacyjnych wymogów współczesnych czasów.

W ostatnim środowym przemówieniu papież Franciszek zaznaczył, że Europa jeśli chodzi o wiarę i zmysł moralności, przypomina starzejącą się kobietę, która nie tylko staje się leniwa i powolna ale także cierpi na amezję. O tym samym mówił w Parlamencie Eurropejskim. Aby temu problemowi zaradzić, trzeba przede wszystkim wsłuciać się w to, co mówi Duch Święty do Kościołów i iść za tym głosem, a myślę, że w wielu miejscach jest to lekceważone. Duch Święty do Kościołów mówił np. poprzez Sobór Watykański II czyli przez wezwanie do nowej autoprezentacji Kościoła w świecie, poprzez nawoływanie ze strony błogosławionego papieża Pawła VI do ponownej ewangelizacji świata, ze strony Jana Pawła II do nowej ewangelizacji i teraz ze strony papieża Franciszka do tego, żeby Kościół przeżył swoje nawrócenie misyjne. Nawrócenie wiąże się zaś z pewnym bólem przemiany życia. Zwłaszcza w środowiskach ludzi, którzy czują się duchowo bezpieczni. Borykamy się niestety z takim myśleniem, że Kościól nie potrzebuje zmian, bo mamy dobre syruktury. W Polsce takie myślenie jest szczególnie popularne i dlatego szczególnie niebezpieczne. Mamy rzeczywiście bardzo dobrze rozwinięte struktury, mamy dziedzictwo Jana Pawła II, mamy ogromne seminaria, mamy wspaniałe sanktuaria, mamy rozbudowne parafie oraz infrastrkuturę parafialną, mamy wielu ludzi przystępujących do sakramentów. To może usypiać wrażaliwość duszpasterską. Z drugiej strony mamy do czynienia z czymś co już św. Ojciec Pio, a za nim Jan Paweł II nazywali cichą apostazją człowieka sytego. Człowiek syty i zabezpieczany z różnych stron, usypiany przez pewną medialną anastezjologię jest skłonny odcinać się od Jezusa Chrystusa Zmartwychwstałego i od Jego Kościoła, nie przypisując temu żadnego znaczenia. Osobiście dostrzegam niebezpieczeństwo pewnego wirusa, który dziś coraz bardziej atakuje polski Kościół, którego nazywam wirusem Balama. Balam był starotestamentalnym wróżbitą, którego wynajął król Moabu po to by przeklinał Izraelitów gdy próbowali się dostać przez jego kraj do Ziemi Obiecanej. Oczywiście Pan Bóg na to nie pozwlił, bo był z Izraelem. Następnie Balam sprowadził sakralne prostytutki, by przenikały do obozu Izraelitów i oddalały ich od Pana Boga. Przekładając to na sytuację Kościoła w Polsce - mamy doskonałe struktury, mieliśmy papieża Jana Pawła II, świętych pasterzy jak kardynała Stefana Wyszyńskiego, mieliśmy męczennika bł. ks. Jerzego Popiełuszkę i innych. Mieliśmy cudowne karty, których nie musimy się wstydzić, jeśli chodzi o obronę wiary i tradycji chrześcijańskiej w warunkach prześladowania. Jeśli za bardzo się tym zachłyśmiemy, zostaną nam tylko obrzędy i obyczaje. Balam uderzy w relację człowieka z Bogiem. Tzn. będziemy mieli bardzo wielu katolików praktykujących, a nie wierzących. A trudno jest budować powołanie w oparciu o brak wiary.

Not.ed