Wypowiedzi premiera Donalda Tuska w sprawie legalizacji związków partnerskich pokazują, że nie zwraca się on do narodu jako chrześcijanin, ale jako neopoganin. Być może chodzi tu tylko o szukanie nowych głosów, ale jakikolwiek kompromis w sprawach wartości fundamentalnych, a takimi są te dotyczące małżeństwa i rodziny nie może być tolerowany przez chrześcijan, a zwłaszcza przez katolików. Mówi o tym Kongregacja Nauki i Wiary, a także Jan Paweł II w książce „Pamięć i tożsamość”, pisząc o próbach w przestrzeni Unii Europejskiej zrównania par gejowskich czy homoseksualnych z małżeństwami.

 

Zapowiedzi przyznania praw parom jednopłciowym brzmią więc groźnie w ustach szefa rządu, który wielokrotnie próbował się przymilać do Kościoła rzymskokatolickiego. Donald Tusk musi się teraz jasno określić, czy w przyszłości chce naprawdę iść drogą zapateryzmu w polityce, czy też jego ostatnią deklarację można potraktować jako wypadek przy pracy, która nie będzie podjęta. I tylko wtedy można na nią spuścić zasłonę miłosierdzia. Wyborcy powinni się jednak domagać jasnego stanowiska szefa polskiego rządu.

 

Not. Jaro