Portal Fronda.pl: Plakaty z hasłem "Konkubinat to grzech - nie cudzołóż" rozmieszczone na ulicach  najwięszych polskich miast elektryzują Polaków. Skąd ten kontrowersyjny pomysł na promowanie życia w małżeństwie?

Ks. Przemysław Drąg: Rok temu w ramach Krajowego Duszpasterstwa Rodzin rozpoczęlismy akcję "Keep calm and don't kocia łapa", która ma na celu zwrócenie uwagi, że celem naszego życia jako katolików jest powołanie do życia w małżeństwie. Teraz postanowiliśmy zadziałać poprzez negatywny przekaz, uświadomić Polakom, że życie w konkubinacie nie jest szczęściem, choć tak wielu mówi: „chcemy żyć spokojnie bez żadnych zobowiązań, skoro się kochamy to wszystko jest ok”. Naszą akcją chcielismy trochę zburzyć ten spokój, uświadomić, że konkubinat nie jest taki szczęśliwy jak to może wyglądać z zewnątrz. Chcielismy też przypomnieć jako katolicy, że przykazanie „nie cudzołóż” ciągle obowiązuje. A konsekwencjami popadania w ten grzech są np. różne problemy małżeńskie i rodzinne. Według statystyk liczba konkubinatów stale rośnie w Polsce, zwłasz­cza wśród osób w  przedziale wiekowym 24-31 lat. Często ci ludzie nie mają żadnej przeszkody, żeby zawrzeć związek małżeński, szczególnie do nich chcemy dotrzeć. Wielki Post to dobry czas, by o tym wszystkim przypominać i wzywać do nawrócenia. Tym mocnym akcentem kończymy naszą akcję.

Coraz więcej osób decyduje się na życie w konkubinacie, jednocześnie rośnie liczba rozwodów. Jakie są tego główne przyczyny?

Myślę, że dwie kwestie są tutaj kluczowe. Pierwsza to lęk przed podjęciem  długotermonowego zobowiązania. Młodzi widzą, że jest coraz więcej rozwodów, także w ich bliskim otoczeniu więc boją się podjąć zobowiazania na zawsze. Łączy się z tym strach przed wzięciem odpowiedzialności za drugiego człowieka. Wielu ludzi żyjących w konkubinacie deklaruje zresztą, że będą z partnerem tak długo, jak długo będą osiągali z tego korzyści. Drugą przyczyną, która była mocno wyakcentowana w czasie ostatnich obrad synodu nadzwyczajnego o rodzinie, jest brak wiary w sakramentalną rzeczywistość małżeństwa. Powiedzmy sobie szczerze: wiele z tych małżeństw zawieranych w Koścele są małżenstwami obrzędowymi, nie wynikają one z wiary małżonków. Ludzie chcą zawrzeć związek w Kościele, „bo jest ładnie”.

Jak zmienić ten klimat?

Najważniejszą rolę odgrywa tu świadectwo ludzi, którzy  cieszą się swoim szczęściem małżeńskim i rodzinnym. Tymczasem często słyszę od rodzin deklaracje, że nie chcą dzielić się świadectwem swego życia „żeby nie zapeszać”... Przygotowanie do życia w rodzinie dokonuje się głównie w rodzinie i to od dzieciństwa - poprzez religijne wychowanie oraz dawanie dobrego przykadu miłości, przebaczania, podejmownia za siebie odpowiedzialności przez małżonków.

Jaką rolę odgrywa tu duszasterstwo rodzin?

Rodzina niewątpliwie potrzebuje troski duszpasterskiej. Bez tej pomocy, korzystania z  sakramentów i błogosławienstwa Kościoła bardzo trudno tworzyć trwałą rodzinę. Z radością obserwuję, jak ostanim czasem tworzą się inicjatywy, w których osoby świeckie na różnym poziomie angażują się w duszpasterstwo rodzin. Zaczynamy powoli odkrywać to bogactwo nauczania Pawła VI który mówił: równi służą równym. Małżonkowie służą małżonkom. Widzę, że gdy świadectwu małżonków towarzyszy modlitwa, ta formacja jest głębsza, bardziej przekonująca. Warto zwrócić uwagę, że w katechezach przedślubnych bierze ponad 90 proc. nowożeńców. To bardzo dobra statystyka, stale trzeba jednak dbać o jakość tych katechez. Jeszcze nigdy nie mieliśmy w Polsce takiego bogactwa rekolekcji czy warsztatów skierowanych do rodzin czy osób przygotowujących się do życia w rodzinie. Ale przecież żaden kurs nie jest w stanie w ciągu miesiąca czy nawet kilku nadrobić zaległości, które ktoś wynosi ze swojej rodziny w której żył przez 20-30 lat. Kolejna kwestia to pomoc małżeństwom w kryzysie. Tu mam ambiwalentne uczucia, bo choć w każdej diecezji rośnie liczba poradni specjalistycznych, to zapotrzebowanie na tego rodzaju pomoc świadczy o postępującym kryzysie rodziny.  Dobrze że te poradnie powstają, choć niepokojące jest to, że wiele z kryzysów, które kiedyś udało się rozwiązać poprzez rozmowę czy mediację osób z bliskiego otoczenia musi być rozwiązywanych przez specjalistów.

Rozm. Emilia Drożdż