Właśnie słuchałem przyjemnej muzyczki z prostym tekstem: „Be happy amd clap your hands”. Do tego teledysk zmontowany z różnych scen pokazujących tańczących, radujących się Chasydów. Tańczą na wielkim zgromadzeniu w jakiejś sali... tańczą na ulicy... Jeden spojrzy na to z boku i powie: „To głupie”. Drugi zobaczy i da się porwać tej radości.

Przypomina mi się król Dawid wracający z Arką. Dał się ponieść spontanicznej radości, do tego stopnia, że rozebrał się z szat królewskich i "na golasa" tańczył przed Panem na oczach swoich poddanych. Widząc go w tym uniesieniu, Milka, jego żona, wzgardziła nim. Pewnie niejeden pukał się w głowę, co robi król. To nie przystoi jego urzędowi. Przed świętą Arką na golasa tańczyć?! A Dawid robił to w uniesieniu, napełniony Duchem, którego owocem jest radość.

I myślę o nas, chrześcijanach w kontekście siostry śpiewającej w „The Voice of Italy” czy księdza śpiewającego na Mszy. Patrzę na nasze różne reakcje: jedni się uśmiechną, zobaczą coś przyjemnego w tym, przyjmą to spontanicznie, z dystansem. Inni od razu rozważają od strony norm, rubryk, już mają gotowe wyroki na temat tych osób, choć ich kompletnie nie znają. Drą szaty, wypowiadają ostre zdania, snują czarne wizje. Patrzę na to i wydaje mi się, że czasem niewierzący mają w sobie więcej owocu Ducha jakim jest radość, niż wierzący.

Podobnie było i chyba dalej jest z przyjmowaniem papieża Franciszka. Tylu ludzi, którzy nie są związani z Kościołem daje się porwać jego charyzmie, stylowi. A przy tym spotkam się z ludźmi związanymi z Kościołem, którzy od początku szukają dziury w całym i ciągle krytykują.

Wracam do Chasydów, do ich spontanicznej radości. Jak bardzo życzę nam, chrześcijanom, takiej właśnie radości. Żebyśmy usłyszeli to zaproszenie Jezusa: „Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie”. Przecież to do nas. Tak, pozwól sobie być dzieckiem Bożym. Miej prostotę i spontaniczność dziecka. Miej radość dziecka, które umie się cieszyć ze wszystkiego.

Czasami, jak patrzę na komentarze i dyskusje katolików odnośnie do różnych wydarzeń w Kościele i nie tylko, to mam ochotę skomentować je zdjęciem jednego z naszych skoczków narciarskich, któremu trener na narcie napisał radę przed skokiem: "Luz w d***e". Weź się człowieku daj czasem porwać spontaniczności. Może się Kościół przez to nie zawali.

Pisałem maturę z chemii i pamiętam z budowy cząsteczek, że między atomami musi być przynajmniej minimalny luz. Inaczej jest źle. Ta piosenka: „Be happy and clap your hands” przypomniała mi też doświadczenie Eucharystii w Rwandzie. Tam zawsze po podniesieniu Ciała i Krwi Pańskiej rozlegają się oklaski. Tam zawsze po Komunii ludzie śpiewają radośnie i tańczą. I dla nikogo to nie jest profanacja. To jest ich radość. Rubryki nic o tym nie mówią. Ale rubryki nie muszą mówić wszystkiego. Duch wieje kędy chce i nie wiesz skąd i dokąd zmierza. Tak jest z tymi, którzy narodzili się z Ducha.

Ks. Łukasz Kachnowicz

Czytaj także: 

Ksiądz wodewilista, zasłona wstydu czy piękny gest? Co wolno a czego nie wolno śpiewać księdzu podczas Mszy świętej?