Są tacy, co uważają, że z jednej niewoli, tej sowieckiej, wpadliśmy szybko w drugą niewolę: uzależnienie od zideologizowanej lewicowo Unii z Niemcami na czele i od starszego brata w Rosji, który np. od 4 lat nie oddaje nam wraku samolotu smoleńskiego, bo tak mu się podoba i już. Inni zżymają się na takie stawianie sprawy i głoszą, że Polska jest wolną, zieloną wyspą, czemu dają wyraz maszerując z różowymi okularami na oczach i czekoladowym orłem na platformie. Jedni skłonni byliby wciąż śpiewać: „Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie”, a drudzy: „Ojczyznę wolną, pobłogosław, Panie”. Jak to właściwie jest? Niepodlegli, czy wciąż zniewoleni.

Proponuję spojrzeć na tę kwestię trochę inaczej. Wieloletni, znakomity dyrektor poprawczaka dla dziewcząt w Falenicy k. Warszawy powiedział mi kiedyś, że w swych pedagogicznych wysiłkach odwołuje się do obrazu diabła i stojącego po drugiej stronie anioła. Jedni stoją bliżej diabła, a inni bliżej anioła, ale nie to jest najważniejsze. W wychowaniu naprawdę ważne jest to, w jakim kierunku ktoś zmierza. Można mieć wiele grzechów na sumieniu, ale wybrać właściwy kierunek: ku aniołowi. I odwrotnie, ze stosunkowo czystym kontem można iść ku diabłu. Nie chodzi więc o określenie tego, czy ktoś jest teraz zły, czy dobry, ale o zobaczenie, w jakim kierunku zmierza. Analogicznie jest z niepodległością, która jest raczej procesem, kierunkiem, niż raz na zawsze posiadaną rzeczą. Za PRL-u byliśmy ograniczeni sowieckim systemem, ale kolejne lata (1956, 1968, 1970, 1976, 1980) budziły w nas coraz większą determinację w podążaniu ku niepodległości. Byliśmy bliżej diabła, ale patrzyliśmy w stronę anioła. Dziś wydaje się, że w porównaniu z PRL-em jesteśmy bliżej anioła wolności, ale w jakim kierunku zmierzamy? Podzielam niepokój tych, którzy pytają się, co będzie z Polską niepodległą. Bo sądzą, że nie idziemy w dobrym kierunku. Może więc by należało śpiewać: Ku Polsce niepodległej racz nas wciąż prowadzić, Panie.

Niepodległość ma różne wymiary: polityczny, ekonomiczny, medialny, kulturowy. Chodzi o to, aby nikt z zewnątrz nie narzucał nam władz, innymi słowy, by nie rządzili nami ludzie uzależnieni od obcych, czy też po prostu agenci. Trzeba dbać o własny system gospodarczo-ekonomiczny, tak aby nie być całkowicie bezbronnym wobec kogoś, kto mógłby nas łatwo szantażować przysłowiowym zakręceniem kurka lub zamknięciem banku. Bo pieniądze w pewnych sytuacjach mają narodowość. Warto też posiadać własne media, by w sprawach kluczowych nie okazało się, że grają one przeciwko naszemu interesowi narodowemu. Niepodległość, to także wspieranie i rozwijanie rodzimej kultury, która pozbawiona kompleksów nie papuguje innych, często prymitywnych wzorców. Oczywiście nie można negować faktu globalizacji, wzajemnych wpływów i potrzeby rozwijania wielorakiej współpracy. Tyle, że można starać się współpracować na równych zasadach pilnując swego interesu, albo podporządkowywać się coraz bardziej silniejszym i cieszyć się, że nas poklepali po plecach.

W czasie zaborów polskie elity były często skłócone, ale wielu pragnęło Polski niepodległej i poświęcało się, by ten cel osiągnąć. Dzięki temu stało się możliwe scalenie, zbudowanie na nowo polskiego państwa po roku 1918. Co więcej, byliśmy w stanie obronić niepodległość wobec sowieckiej nawały w 1920 roku. Dziś wydaje się, że nie brakuje środowisk, którym na Polsce nie zależy. Miłosz miał – zdaniem Herberta – powiedzieć, że „Polskę trzeba przyłączyć do Związku radzieckiego, bo sami nie potrafimy kompletnie nic”. Ci, którzy wolą różowe baloniki i gejowskie tęcze, niż biało-czerwoną flagę, mogliby się po tym zdaniem podpisać z tą różnicą, że w miejsce ZSRR należałoby wstawić brukselskich urzędników i politycznie poprawną, homo-femo-gender-międzynarodówkę. Miejsce komunistycznego internacjonalizmu, który przewidywał zrobienie z Polski kolejnej republiki radzieckiej, zajął internacjonalizm, który nie chce Europy jako wspólnoty niepodległych, choć ściśle współpracujących ze sobą ojczyzn, lecz dąży ku jednemu molochowi, gdzie na rzeczywistą niepodległość takich państw, jak Polska, nie będzie już miejsca. Uważajmy więc, w jakim kierunku idziemy, ku diabłu zniewolenia, czy ku aniołowi niepodległości.

Dariusz Kowalczyk SJ

MaR/Facebook

*artykuł ukazał się kiedyś w Tygodniku "Idziemy"