Pierwsza kadencja była, można powiedzieć, kadencją wstępną. Kadencja druga musi być głęboką orką; orką w celu uporządkowania państwa. Potrzebujemy głębokiego zasiewu. To są najlepsi w Polsce ludzie, oni będą potrafili odnieść wielki sukces - mówi w rozmowie z portalem Fronda.pl Krzysztof Wyszkowski. 


Paweł Chmielewski, portal Fronda.pl: Prawo i Sprawiedliwość chce sprawdzić, czy wybory do Senatu w sześciu okręgach przebiegły zgodnie z prawem. Koalicja Obywatelska reaguje na ten postulat prawdziwym atakiem szału, wzywając do interwencji OBWE i zarzucając władzy chęć sfałszowania wyborów. Jak ta rzecz przedstawia się w ocenie Pana Redaktora, czy obawy PiS o przebieg wyborów są słuszne?

Krzysztof Wyszkowski, legendarny działacz "Solidarności": Tak, są absolutnie zasadne! Ja od wielu lat nawołuję do radykalnej wybory systemu wyborczego, bo dzisiaj fałszowanie jest po prostu możliwe. Dopisywanie „iksa” tak, by głos stał się nieważny, to tylko najprostsza metoda. Można ją stosować nawet wówczas, gdy są obserwatorzy. Dobrze wiem, o czym mówię, znam ten problem z Trójmiasta. Tu działali byli funkcjonariusze SB, którzy już na emeryturze, jeszcze w późnych latach 90., zasiadali w komisjach wyborczych, ba, bywali nawet przewodniczącymi. Mamy więc sytuację, w której osoby zaangażowane w PRL w fałszowanie wyborów przenoszą swoje doświadczenia do III RP. I to funkcjonuje nadal. Nie mam cienia wątpliwości, że w Trójmieście różne „tuskoidy” są stowarzyszone ze starym układem esbecko-pezetpeerowskim. Nie znamy jedynie skali. Dopóki nie zmieni się systemu wyborczego na taki, który elektronicznie zagwarantuje uczciwość, problem nie zniknie. Jest też pytanie o zmianę składu komisji wyborczych, bo to często znacznie trudniejsze niż sama reforma formuły.

 

Dlaczego w Pańskiej ocenie Grzegorz Schetyna i jego zaplecze tak gwałtownie zareagowali na decyzję PiS ws. złożenia skargi wyborczej do Sądu Najwyższego?

Ta ich histeria jest doskonale zrozumiała. Oni mają świadomość, że ich ludzie im pomagali – i to nie tylko unieważniając głosy. Przypominam jak to było w poprzednich wyborach, gdy w Brukseli było więcej kart niż realnie głosujących – użyto tam kart ludzi, którzy nie wzięli udziału w wyborach, tak, by dorzucić do urn nieco głosów. Stawiane przez PiS żądania powtórnego przeliczenia głosów w kilku okręgach jest zatem w pełni słuszne. Jeżeli będzie trzeba, to w przypadku Senatu warto powtórzyć wybory w ogóle. Skoro totalni kwestionują te kilka okręgów, to proszę bardzo, zróbmy nowe wybory we wszystkich. Kwestie finansowe nie mają tu znaczenia, idzie o fundamentalne zasady, o to, czy głosowanie odzwierciedla wolę wyborców.

 

Mówił Pan Redaktor, że widoczna jest pilna potrzeba reformy systemu wyborczego. A dlaczego jeszcze tego nie przeprowadzono, czy to dla PiS było w mijającej kadencji zbyt trudne? A może zabrakło woli?

To jest rzeczywiście dość dziwna kwestia. Zresztą jakieś reformy podjęto, zmieniono skład PKW, są tego pozytywne skutki: tym razem dość szybko przedstawiono wyniki, nie było pomyłek ani jakichś szaleństw. Jednak możliwości fałszowania wyborów pozostają: poza unieważnianiem prawidłowo oddanych głosów można jeszcze dopisywać, podrzucać karty; jest wiele sposobów. Dlatego bardzo usilnie zachęcam władze państwa do takiej reformy systemu, która zagwarantuje uczciwość wyborów. Znamy przypadki z Ameryki, z Florydy, gdzie każdy głos był sprawdzany komisyjnie, z patrzeniem pod światło i tak dalej. Przecież każde sto głosów, każde dziesięć, każdy jeden głos może zadecydować o losach kraju na wiele lat. To nie żarty, to sprawa arcypoważna. Apeluję do władz o to, by takie głosy jak mój zostały wreszcie wysłuchane, by zastosować w Polsce metodę wyborczą całkowicie wolną od ryzyka zafałszowania wyników.

 

Załóżmy taki scenariusz, że po powtórnym przeliczeniu głosów stan posiadania w Senacie jednak się nie zmieni, opozycja nadal będzie mieć większość. Co Pańskim zdaniem może w tej sytuacji zrobić PiS, żeby wyższa izba parlamentu nie stała się jednak takim większym czy mniejszym, ale jednak hamulcowym zmian?

W sprawie Senatu totalni reklamują sukces, który właściwie nie istnieje. Niektórzy mówią, że oni uzyskali 51 mandatów, ale to nie jest prawda, to niekoniecznie są ich mandaty. Domyślam się, że ci senatorzy, którzy reprezentują, na przykład, ideologię LGBT, pozostaną temu wierni, ale sądzę, że znajdą się tacy, którzy będą też pracować rozsądnie. Także ci, którzy z jakichś powodów kandydowali z list Koalicji Obywatelskiej nie mogą być niewolnikami władz partii; to reprezentanci wyborców w takim bardzo głębokim i zasadniczym sensie. Nie mogą być wierni kierownictwu swojej formacji bez względu na wszystko. W kończącej się kadencji Platforma sama usunęła kilku posłów ze swojego składu, na przykład Marka Biernackiego – i co? Okazało się, że to Biernacki miał rację w tym sporze! Wierność swojemu sumieniu czy mandatowi danemu przez wyborców jest ważniejsza niż wierność kierownictwu partii. Zatem histeria wokół tego problemu jest zupełnie bezzasadna.

 

Są też głosy wzywające do powtórzenia wyborów do Sejmu. Z takim wnioskiem wystąpiła Konfederacja, twierdząc, że Telewizja Publiczna doprowadziła do przeinaczenia wyniku wyborów; podobnie sprawę postawił mecenas Roman Giertych, zapowiadając złożenie skargi wyborczej do Sądu Najwyższego. Jak patrzy Pan Redaktor na te ich działania?

Myślę, że tutaj mogę być trochę niegrzeczny i powiedzieć, że jaki koń jest, każdy widzi – i nie ma się co specjalnie przejmować tym rżeniem. Konfederacja to jest ugrupowanie zupełnie marginalne, zresztą poniosła wyborczą klęskę – liczyła na dwucyfrowe poparcie, a ma w Sejmie mniej posłów od Wiosny. Będą teraz próbowali robić wiele hałasu, tak samo jak ci od Biedronia. Wynika z tego taki „śmiszek”, mówiąc żartobliwie. W normalnym kraju zawsze znajdzie się pewien procent – nawet nie taki mały – ludzi mało odpowiedzialnych, którzy zawahają się wzniecać wiele krzyku o każdą błahostkę, żeby tylko zaistnieć w przestrzeni publicznej.

 

A jak Pan ocenia w ogóle warunki, w których w tej kadencji przyszło działać PiS? Czy żywi Pan Redaktor nadzieję, że najbliższe cztery lata będą czasem bardzo poważnych zmian, wkraczających już nie tylko na powierzchnię, ale daleko w głąb systemu państwowego?

Pierwsza kadencja była, można powiedzieć, kadencją wstępną – i okazała się wielkim sukcesem. Kadencja druga, ta bezpośrednia kontynuacja będąca wynikiem ostatnich wyborów, musi być – jak to się mówi na Twitterze - głęboką orką; orką w celu uporządkowania państwa. Potrzebujemy głębokiego zasiewu. Po czterech latach konieczne są naprawdę znaczące plony – również w polityce zagranicznej. Tutaj już coś kiełkuje, czego wyraźnym znakiem jest zniesienie wiz do USA i wzmocnienie stosunków polsko-amerykańskich, ale to musi iść dalej. Nie zawsze jest łatwo; mamy w kraju takie dziwne wydarzenia, jak w Elblągu, gdzie część mieszkańców opowiedziała się przeciwko przekopowi Mierzei Wiślanej. Bywa tak, że liczy się tylko formuła antypisu, a Polska i jej interesy są na drugim planie. Myślę jednak, że gdy już opadną emocje wyborcze, gdy uspokoją się wszystkie kontrowersje z tym związane, to przyjdzie czas, żeby zająć się na poważnie przyszłością. A przyszłość na cztery lata należy do PiS – i PiS ma obowiązek wykorzystać ten czas na korzyść Polski. Jestem przekonany, że to się uda. Prezes Jarosław Kaczyński przeszedł leczenie, na pewno będzie w stanie przewodzić partii przez cztery lata; cała ta młodzież w PiS – mówię „młodzież” z mojej perspektywy – jak premier Mateusz Morawiecki… to są najlepsi w Polsce ludzie, będą potrafili odnieść wielki sukces. Ta druga kadencja, jak sądzę, zapowiada co najmniej trzecią. Liczę w efekcie na prawdziwie historyczny sukces.

 

Rozmawiał Paweł Chmielewski