Tomasz Wandas, Fronda.pl: „Europarlament nie może milczeć, jeśli chodzi o zagrożenie praworządności w Polsce i będzie bronić polskich sędziów” - mówili w środę przedstawiciele głównych grup politycznych w PE. Czy poza ogólnymi tezami przypominającymi nagłówki sprzyjających polskiej opozycji gazet, europosłowie podawali jakieś konkretne argumenty poświadczające tak mocne twierdzenia? 

Prof. Zdzisław Krasnodębski, poseł do Parlamentu Europejskiego, wiceprzewodniczący Europarlamentu VIII kadencji: Tego rodzaju debaty (a ten temat było ich już przecież kilka) są grą stereotypów. Prawda jest taka, że stereotypy w ogóle odgrywają ogromną rolę w życiu politycznym Parlamentu Europejskiego oraz całej Unii Europejskiej. Europosłowie atakujący Polskę nie mają głębszej wiedzy o naszym kraju i prawie żadnych z nim związanych osobistych doświadczeń. Warto dodać, że są przy tym odpowiednio ideologicznie zaprogramowani w duchu ortodoksji lewicowo-liberalnej oraz czerpią swoją wiedzę od odwiedzających Brukselę polskich sędziów, przedstawicieli organizacji pozarządowych i polityków, którzy przekonują ich, że w Polsce jest dramatyczna sytuacja. Do tego dochodzą sygnały płynące z Komisji Europejskiej, TSUE, Komisji Weneckiej itd. W powtarzającej się debacie jeszcze nikt nigdy nie podał żadnego konkretu. Bo nie da się podać przykładu na to, by w Polsce czyjeś fundamentalne prawa zostały w rażący sposób złamane przez sąd ulegający naciskowi politycznemu obecnie rządzących. 

Na co warto zwrócić tu uwagę? 

Trzeba zwrócić uwagę, że w tych debatach biorą udział zawsze ci sami nieliczni posłowie (głównie polska opozycja, część delegacji Prawa i Sprawiedliwości i grupka rozemocjonowanych, radykalnych europejskich posłów, w swej większości zaangażowanych w sprawę od poprzedniej kadencji). Natomiast z reguły na tych debatach nie pojawiają znaczący przedstawiciele tych głównych politycznych grup, które nas atakują. Zazwyczaj wysyłani są posłowie drugiego, trzeciego szeregu. Ci nieco bardzie rozgarnięci wiedzą, że wiele zarzutów, która nam się stawia, można by postawić niemal każdemu państwu członkowskiemu. Jedno jest pewne całe to zamieszanie nie byłoby możliwe, gdyby nie polscy sędziowie, polscy europosłowie reprezentujący partie opozycyjne. 

"Sądy w Polsce są niezawisłe i wolne. Polska jest krajem praworządnym. W Polsce sędziowie mogą protestować i nikt nie wyprowadza przeciwko nim sił porządkowych" - mówiła, odnosząc się do interwencji policji wobec prawników we Francji, była premier Beata Szydło. Jak przekonywała, wymiar sprawiedliwości nie został zreformowany i jest reliktem komunizmu. Dlaczego coś, co dla większości Polaków jest oczywiste, a o czym mówi Pani Premier Szydło, nie jest przyjmowane na Zachodzie? Jak długo będziemy świadkami podwójnych standardów wewnątrz europejskiej wspólnoty? 

Będziemy świadkami podwójnych standardów tak długo jak długo w Polsce rządzić będzie Prawo i Sprawiedliwość. Głównym celem atakujących jest zmiana rządu i układu sił w Polsce.  Jeśli do władzy dojdzie opozycja, nikt już nie będzie się martwił wpływem politycznym na wymiar sprawiedliwości. Gdyby zaś polski rząd ustąpił, zrezygnował z podjętych reform, z pewnością w krótkim czasie pojawiłby się inny, zastępczy temat niekonicznie mający odzwierciedlenie w rzeczywistości. Ostatnio coraz bardziej otwarcie mówi się o tych podwójnych standardach. Belgijski komisarz Didier Reynders podczas tej debaty również o tym wspomniał. W Polsce i w innych tzw. „młodych” demokracjach nie mogą być stosowane zasady przyjęte w innych krajach – takie jak wybór sędziów przez ciała polityczne, bo u nas jest słaba tradycja demokratyczna, kultura, obyczaj itd. Jest to kulturowy argument, który brzmiałby wręcz rasistowsko, gdyby nie fakt, że w ustach Belga brzmi komicznie. Podczas ostatniej debaty jednym z najlepszych, był bardzo konkretny głos niemieckiego europosła, adwokata z zawodu, który przypomniał raz jeszcze, że w Niemczech sędziowie są mianowani przez ministrów sprawiedliwości – na poziomie landowym i federalnym, że sędziami zostają czasem politycy, a niezależność i trójpodział władzy nie polega na tym, że sędziowie sami się wybierają. 

Niby oczywiste, ale jak widać nie dla wszystkich. Polski rząd zdaje się dostrzegać problem i jako pierwszy nie boi się podejmowania kroków, których celem jest zmiana zmiana tego stanu rzeczy. Dobrze rozumiem? 

PiS chce zmienić źle działający wymiar sprawiedliwości. System samo-rekrutacji sędziów się nie sprawdził. Ponieważ my chcemy to zmienić, korporacja broni swoich przywilejów, co jest nawet zrozumiałe,  a w Unii uważają, że czynimy zamach na wolność sędziowską, choć empirycznych dowodów na to, że dzieje się coś zasadniczo złego nie ma, poza martyrologicznymi relacjami niektórych sędziów, którzy dawno już stali się zacietrzewionymi politykami i regularnie odwiedzają Brukselę, by opowiadać o rzekomych prześladowaniach, jakie ich spotyka. 

Tacy sędziowie w istocie całkowicie lekceważą etos sędziego, i to oni w zasadzie powinni być napiętnowani jako ci, którzy usiłują wywrzeć wpływ polityczny na sądownictwo.  Z punktu widzenia parlamentarzystów europejskich, niechętnych rządom PiS, sędzia polski może angażować się politycznie w akcje wymierzone przeciw własnemu rządowi wybranemu w demokratycznych wyborach, ale nie może tego czynić w krajach „dojrzałych demokracji”. W związku z tym we Francji można bić, popychać prawników którzy buntują się przeciwko zaleceniom władzy politycznej, natomiast w Polsce nie można  wyciągać konsekwencji dyscyplinarnych wobec sędziów nawet w sposób oczywisty naruszających prawo. 

Europoseł PiS Patryk Jaki pytał wiceszefową Komisji Europejskiej Vierę Jourovą, która podkreślała, że zmiany w prawie nie powinny prowadzić do dalszego pogorszenia sytuacji praworządności w Polsce, w jaki sposób w Czechach wybierani są sędziowie. "Proszę to porównać z Polską i wtedy zobaczylibyście państwo, na czym polega to wielkie kłamstwo" - mówił polityk PiS. Czy ktokolwiek ma ochotę odpowiedzieć na to pytanie i realnie przyjrzeć się, co tak naprawdę ma miejsce w Polsce?

Pani Jourova oczywiście pominęła to pytanie milczeniem. Natomiast, jeden z czeskich posłów, który poczuł się bardzo urażony odniósł się do tej wypowiedzi mówiąc, że oni reformując swoje sądy po upadku komunizmu, nie zmieniali wieku emerytalnego i nie naruszali prawa europejskiego.

To bardzo typowa reakcja – zazwyczaj europosłowie bronią swoich krajów. Polska opozycja w swojej agresywnej krytyce może się jedynie równać z paroma separatystycznie nastawionymi posłami z Katalonii wypowiadającymi się na temat hiszpańskiego wymiaru sprawiedliwości.

Dziękuję za rozmowę.