Epidemia koronawirusa w Wielkiej Brytanii może paradoksalnie ocalić wiele ludzkich istnień. Działalność ograniczają bowiem między innymi placówki dokonujące aborcji z powodu niewystarczającej liczby personelu – informuje „The Sunday Times”.

Gazeta informuje, że publiczna służba zdrowia boryka się również z poważnym niedoborem położnych. Podwoiła się liczba nieobsadzonych etatów. Co więcej, 22 proc. starszych położnych poinformowało, że ich lokalne oddziały zostały zamknięte na czas nieokreślony.

Brytyjski tygodnik podaje też, że partnerzy ani członkowie rodziny nie mogą towarzyszyć kobietom w celu udzielenia im wsparcia przed lub po porodzie w związku z działaniami mającymi na celu zminimalizowanie ryzyka dla dzieci, matek ale i personelu.

Jak z kolei informuje Edward Morris, prezes Royal College of Obstetricians and Gynaecologist, na „skraju załamania” są usługi aborcyjne. Kobiety zaś próbują kupować nielegalne tabletki przez internet.

Dowiadujemy się też, że British Pregnancy Advice Service zamknął 20 klinik aborcyjnych i odwołał 1120 wizyt, które miały mieć miejsce w ubiegłym tygodniu.

Co szokujące, w liście do ministra zdrowia Matta Hancocka, który podpisał m.in. Edward Morris, stwierdzono że z powodu wycofania przez resort decyzji dotyczącej zezwalania kobietom na zażywanie środków wczesnoporonnych w domu, po konsultacji z lekarzem, co najmniej 44 tys. spośród nich będzie musiało „[…] niepotrzebnie opuścić swoje domy, aby uzyskać dostęp do wczesnej medycznej opieki aborcyjnej”.

Cóż, może zamiast wychodzić z domu i dokonywać aborcji lepiej w nim zostać, dla dobra swojego, a przede wszystkim – nienarodzonego dziecka?

tag/PAP,Fronda.pl