Polscy biskupi mają w sprawie konwencji wyraziste (i spójne!) zdanie. Dokument jednoznacznie krytykują poszczególni hierarchowie, mocny sprzeciw wyraziła także Konferencja Episkopatu Polski. A ostatnio poruszający list do Bronisława Komorowskiego napisał bp Ignacy Dec. Biskup świdnicki zaapelował o to, by prezydent – jeśli naprawdę jest katolikiem (a sam to wielokrotnie podkreśla!) – nie podpisywał ustawy ratyfikującej konwencję.

I to właśnie ten list budzi powszechną wściekłość mainstreamu i liberalnych polityków. Stefan Niesiołowski w jednym z programów telewizyjnych stwierdził,  że bp Dec wywiera presję na prezydencie i wyraził nadzieję, że Komorowski jej nie ulegnie.

Łukasz Skurczyński z portalu Natemat.pl, komentując list bp Deca do prezydenta, skrytykował „szarijat po katolicku”. Co więcej, świdnickiemu biskupowi zarzucił wyrywanie biblijnych cytatów z kontekstu (dla przypomnienia – hierarcha przypominał, że trzeba słuchać bardziej Boga, niż ludzi).

„Po prostu po raz kolejny biskupi rzymskokatoliccy (...) pokazują, że kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i że żyją w mrocznym religijnym matrixie. A przy okazji kompromitują w Polsce chrześcijaństwo” – skomentował Skurczyński. 

Jednak najcięższe działa wytoczyła Monika Olejnik, która na łamach „Wyborczej” oskarżyła Kościół w Polsce o... popieranie przemocy domowej.

„To niesamowite, ile siły i troski biskupi wkładają w mówienie o zagrożeniu gender, a jakoś nie słychać, żeby mówili, iż przemoc jest grzechem. Nie apelują do katolików, żeby nie tłukli swoich żon, ani do księży, żeby nie dawali rozgrzeszenia w takim przypadku (...).A może ci, którzy biją, też mogą być zbawieni, bo robią to zgodnie ze swoim sumieniem? Słyszymy tylko nienawiść i pseudotroskę o rodzinę” – wytknęła dziennikarka.

Przyznam, że nie mam w zwyczaju pytania obcych mi ludzi, kiedy ostatni raz byli w kościele, ale czytając komentarz Moniki Olejnik nie mogę się oprzeć wrażeniu, że dziennikarka raczej dawno nie zaglądała do katolickiej świątyni. Bo gdyby było inaczej, to nie wypisywałaby bzdur o rzekomym popieraniu przez duchowieństwo przemocy. Jak żyję (a że żyję nieco krócej na tym świecie, niż pani Olejnik, więc może dlatego) nie słyszałam płynącej z ambony pochwały bicia żon. Nie słyszałam też, aby jakiejś maltretowanej przez męża kobiecie spowiednik polecił dzielne znoszenie mąk w imię chrześcijaństwa. Wręcz przeciwnie!

Nie sposób zresztą zebrać w krótkim felietonie wszystkich tych wypowiedzi polskich hierarchów, w których jednoznacznie potępiają oni przemoc względem kobiet czy dzieci. Najłatwiej jest jednak odwrócić kota ogonem i powiedzieć, że Kościół, sprzeciwiając się konwencji, pochwala przemoc wobec kobiet, co jest kompletną bzdurą!

Chyba ze świeczką można szukać drugiej takiej instytucji w Polsce, która na taką skalę pomaga ofiarom przemocy, jak właśnie Kościół. Wszystkie ośrodki opieki dla kobiet, domy samotnych matek, ośrodki dla dzieci z ubogich domów... – można wyliczać w nieskończoność. I trzeba jasno powiedzieć, że to, co w materii pomocy dla ofiar przemocy robi Kościół w Polsce, to realne działania, konkrety, które widać gołym okiem. Trudno to samo stwierdzić o działaniach rządu, który z przemocą walczy w sposób... dość fasadowy, na przykład ratyfikując dokument, który nawet nie sprawi, że ściganie sprawców przemocy będzie sprawniejsze.

Marta Brzezińska-Waleszczyk