Powyższe hasło wyśpiewywane zawsze w ramach pocieszenia przez polskich kibiców po zakończeniu wielkich turniejów, dzisiaj ma inny wydźwięk niż w ciągu ostatnich dekad. 

Oczywiście nie popadamy w paranoję i przesadny hurraoptymizm, ale symboliczne jest to, że po ćwierćfinałowym meczu z Portugalią polski kibic nie musi dziś mruczeć smutnego "Nic się nie stało...", lecz naprawdę może patrzeć w przyszłość polskiej reprezentacji z nadzieją. Po raz pierwszy od bardzo, bardzo długiego czasu.

Przez ostatnie ćwierćwiecze polski kibic nie był rozpieczany przez reprezentację narodową. Ostatnim momentem, kiedy faktycznie walczyliśmy o coś na turnieju rangi mistrzowskiej był mundial w Meksyku w 1986 roku, kiedy to w 1/8 finału ulegliśmy Brazylii. Tamten mecz mimo słabego wyniku (0:4) przyniósł dobrą grę polskiej kadry z cudowną przewrotką Zbigniewa Bońka na czele. 

Trzeba było wielu lat posuchy i cierpień oraz powrotu tegoż Bońka, by Polacy mogli się w końcu cieszyć nie z wygranych w eliminacjach, tylko w finałach. Młody polski kibic, czyli taki urodzony ok. 1990 roku przez całe życie musiał się zadowalać drobnymi sukcesami, a wygrane z Norwegią podczas eliminacji do mundialu w Korei, czy z Portugalią w eliminacjach Euro 2008 urastały w naszych sercach do rangi narodowego triumfu. Trudno się dziwić, na bezrybiu i rak ryba, ale fakt faktem, że we Wloszech, czy Niemczech na elimiacje nikt nawet nie patrzy. Liczy się turniej.

A z tym bywało już gorzej. Do czasu mistrzostw Europy we Francji bilans polskiej kadry po 1990 r. był pod tym względem katastrofalny. Tylko cztery awanse na wielkie imprezy (MŚ 2002 i 2006, Euro 2008 i 2012, gdzie mieliśmy zapewniony udział jako gospodarz), 12 meczów (niemal zawsze wg schematu: mecz kluczowy, mecz o wszystko, mecz o honor), tylko dwie wygrane (oba w meczach o pietruszkę: z USA na mundialu w Korei i z Kostaryką na mistrzostwach świata w Niemczech), trzy remisy i aż siedem porażek. 

Aż wreszcie przyszedł Boniek i jako prezes PZPN najpierw zadbał o poprawę poziomu organizacji i funkcjonowania związku, przy okazji odświedżył jego wizerunek i powołał Adama Nawałkę na selekcjonera. Decyzja ta spotkała się z wielką krytyką kibiców, wszyscy spodziewali się, że Nawałka okaże się równie słabym trenerem kadry, co Waldemar Fornalik i Franciszek Smuda. Tymczasem...

Nawałka "wymyślił dla kadry" takich graczy jak Pazdan, czy Mączyński, za jego kadencji odblokował się Lewandowski, który został najlepszym strzelcem eliminacji Euro, w tychże eliminacjach po raz pierwszy w historii pokonaliśmy Niemców, Arkadiusz Milik dzięki świetnym występom w kadrze przedarł się do pierwszej składu Ajaxu, Nawałka stworzył dla polskiej kadry lewego obrońcę, którego zawsze brakowało, znajdując nowe powołanie Maciejowi Rybusowi (a na Euro drugim takim piłkarzem okazał się Jędrzejczyk), pod jego wodzą kadra nie tylko osiągała znakomite wyniki, ale w końcu miała jakiś pomysł na grę, a także panowała w niej znakomita atmosfera, co przecież nie zawsze było regułą.

To jest największa zasługa Nawałki - w końcu dał polskim kibicom drużynę, której grą i wynikami możemy się emocjonować. Do tej pory ta rola zarezerwowana była tylko dla siatkarzy i szczypiornistów. W końcu polski kibic mógł skakać z radości po golach Błaszczykowskiego i Lewandowskiego, ściskać kciuki za Glika i Pazdana w obronie i aplikować sobie leki przedzawałowe przy okazji rzutów karnych. Nareszcie! Czekaliśmy na to tyle lat. A że nie ma medalu? Trudno, taki jest sport, ale najistotniejsze jest to, że po raz pierwszy od niepamiętnych czasów możemy patrzeć z optymizmem na nadchodzące eliminacje mundialu.

Kibice dziś nie wieszają psów na naszej kadrze i nie wyrzucają trenera na bruk. Wspierają Kubę Błaszczykowskiego po nie strzeleniu "jedenastki", pocieszają Łukasza Fabiańskiego, widzą, że ta drużyna chce i potrafi walczyć, wierzą w dobre wyniki w przyszłości. Najlepiej podsumowuje to SMS, który otrzymał Kamil Grosicki od jednego ze swoich znajomych po meczu z Portugalią: "Zdobyliście ludzkie serca, a to cenniejsze niż medal".

Bo choć Euro się dla nas skończyło, trudno dziś nie mieć poczucia, że zaczyna się coś dobrego i trwałego. Że doświadczeni Lewandowski, Błaszczykowski, Piszczek i Krychowiak poprowadzą nas do boju w eliminacjach mundialu w Rosji i oby dalej na rosyjskich boiskach. Że jeśli młodzi tacy jak Kapustka czy Zieliński się rozwiną, będziemy jeszcze silniejsi. Że Nawałka dalej będzie odwalał kawał dobrej roboty. Że duch w tej drużynie nie zgaśnie, a walka o medale jeszcze nadejdzie.

Tego życzymy dziś polskiej kadrze... i sobie przy okazji.

emde/Fronda.pl