Bo jak inaczej nazwać opłatę za śmieci naliczaną według metrażu mieszkania, która nijak nie przekłada się na faktyczne ich wytwarzanie przez lokatorów. Mam podejrzenie, że proponowane drakońskie podwyżki w rzeczywistości, albo wcale nie mają związku z faktycznym wzrostem kosztów „śmieciowych” usług, albo mają go tylko w stopniu nieznacznym.

Przypuszczam, że po prostu władze miasta za wszelką cenę chcą w ten sposób powetować sobie utratę w nadchodzącym okresie opłat za wieczyste użytkowanie gruntów. Oczywiście jak zawsze przy takich okazjach, nie omieszkają zwalić winy na „pisowski” rząd, by ugrać coś jeszcze politycznie.

Jak wszystko na to wskazuje, swój rzekomy deficyt, władze warszawskiego ratusza chcą skompensować sobie – z krzywdą dla mieszkańców – jak najmniejszym wysiłkiem, gdyż naliczanie opłat od powierzchni lokali jest najprostsze, nie wymaga bowiem ciągłej weryfikacji ilości osób w nich zameldowanych. Tylko czy takie podstępne metody działania nie godzą w podstawowe prawa Warszawiaków? Czy są społecznie sprawiedliwe i czy nie naruszają zaufania do demokratycznie wybranej władzy? Czy wreszcie tego rodzaju cwaniacki kamuflaż jest zgodny z duchem i literą prawa, a także, czy ma uzasadnienie ekonomiczne?... Wydaje mi się, że odpowiednie instancje rządowe powinny oficjalnie i dokładnie przypatrzeć się pod kątem przestrzegania praworządności i gospodarności, tej noszącej wszelkie znamiona zbójeckiej działalności władz stolicy. Tym bardziej, że jak znamy mentalność tej lewacko-liberalnej ekipy, zapewne na tym, ta jej zuchwała i aspołeczna działalność, się nie skończy.

Janusz Szostakowski

22.11.2019r.