W lewicowej propagandzie trudno odnaleźć jakąś subtelność. Im bardziej ordynarne jest antypolskie czy antykatolickie kłamstwo, tym chętniej lewica nim epatuje. Lewicy nawet nie chce się wysilić, manipulować, woli na odlew lać cepem nienawiści i pomówień, właśnie to jej dopiero daje jej frajdę.

Człowiekowi zakorzenionemu w cywilizacji zachodniej wydawałoby się, że lewica w swojej propagandzie nie będzie używać totalnie skompromitowanych kłamstw. Dzieje się jednak inaczej. Lewica nie ma wstydu i wraca do starych skompromitowanych antypolskich kłamstw.

Na kierowanym do groteskowej opozycji portalu „Na temat” ukazał się artykuł „W Polsce tego filmu ludzie boją się jak ognia. Widziałem "Malowanego ptaka" i już wiem, dlaczego” autorstwa Bartosza Godzińskiego.

Według antyPiSowskiego portalu "Malowany ptak" to „film pokazujący piekło wojny z perspektywy kilkuletniego chłopca. Uciekł przed Holocaustem, ale spotkało go niewyobrażalne okrucieństwo ze strony zwykłych ludzi”. Z artykułu można się dowiedzieć, że „wielu krytyków jest uznawany za arcydzieło, a Czesi wystawili go jako swojego kandydata do Oscara”, orazoraz że obraz zawiera sceny pedofilii i zoofilii.

W powieści Kosińskiego i w filmie na jego podstawie Polacy „przedstawieni są jako zacofani barbarzyńcy, którzy w bestialski sposób znęcają się nad głównym bohaterem — w domyśle autorze”. Jak wynika z artykułu na antyPiSowskim portalu „akcja i wydźwięk filmu aż tak bardzo nie odbiegają od książki. Okrucieństwo, niekoniecznie związane z II wojną światową, jest pokazane na ekranie dosłownie: widzimy więc scenę pseudoseksu z kozą, wydłubywanie oczu, podpalenie fretki (i to już w pierwszej scenie!), katowanie żony, katowanie dziecka, pedofilię (zarówno ze strony mężczyzny, jak i kobiety), gwałt butelką”.

Lewicowy recenzent filmu twierdzi, że twórcy filmu epatują patologiami, by pokazać na przykładzie Polaków, że ludzie są zdolni do wszelkich zbrodni i perwersji. W filmie Polacy traktują głównego bohatera małego Żyda jak śmiecia. Według lewicowego portalu przesłanie filmu „uderza głównie w ksenofobię i generalnie: niezrozumiałą nienawiść do inności […] i tylko osoby o nielogicznych uprzedzeniach mogą się obruszyć tym filmem”.

Film według lewicowego portalu opowiada o tym, jak mały Żyd „uciekł przed Holocaustem, ale trafił, okrutnie mówiąc, z deszczu pod rynnę. Tuła się od wsi do wsi i choć nikomu nie wadzi, pomaga jak może, to jednak przeżywa piekło. Ludzie, których spotyka, wierzą nie tylko w antynaukowe zabobony (w jednej wiosce wzięto go za... wampira), ale też w religie: w tle często miga też krzyż — i chrześcijański i prawosławny. Wieśniacy są też w pewien sposób odcięci od cywilizacji i przez to dziczeją. To zacofanie mentalne przekłada się na strach przed obcymi”.

Co charakterystyczne małemu Żydowi prześladowanemu przez zboczonych Polaków pomaga niemiecki i radziecki żołnierz. Według lewicowego portalu „nazywanie tego filmu antypolskim jest sporą przesadą. Bardziej pasuje określenie "antyzaściankowy"” oraz że „oglądanie go do najprzyjemniejszych nie należy, ale to właśnie takie filmy stają się po latach kanoniczne” (zapewne lewicowemu publicyście chodziło o kultowe, a nie kanoniczne).