Oczywiście, nie będzie dosłownego pokazania rzezi, ale pewien symbolizm odegrany m.in. poprzez grę muzyki (skomponowanej przez Krzesimira Dębskiego) i świateł. Zanim wioska spłonie, w ramach inscenizacji zostanie pokazane życie wsi i wkroczenie banderowców. Rekonstrukcję Rzezi Wołyńskiej przygotowały władze miasta, które przeznaczyły na ten cel 10 tys. złotych.

Scenariusz incenizacji powstał na podstawie relacji świadków, zaczerpniętych z literatury. Pomysł budzi jednak kontrowersje, na które zwraca uwagę „Wyborcza”. Prof. Andrzej Paczakowski nie ma nic przeciwko rekonstrukcji historycznych, ale nie wyobraża sobie rekonstrukcji rzezi i nie widzi jej sensu. „To miałoby taki sam sens jak rekonstrukcja palenia ludzi w piecach krematoryjnych lub w stodole w Jedwabnem” - mówi w rozmowie z „Wyborczą” i podkreśla, że przecież podczas rekonstrukcji Powstania Warszawskiego, nie odtwarza się mordujących i gwałcących własowców. „To, co zostanie pokazane w rekonstrukcji wydarzeń wołyńskich, będzie kwestią dobrego smaku organizatorów” - dodaje na koniec.

Pomysł rekonstrukcji wydarzeń na Wołyniu nie podoba się także Związkowi Ukraińców w Polsce. Piotr Tyma, przewodniczący organizacji zapowiedział, że roześle do mediów oświadczenie w tej sprawie. Jego zdaniem, nie chodzi o uczczenie ofiar, ale o rozbudzenie emocji. „Jeśli mamy mówić o prawdzie, to chciałem zapytać, czy ktoś będzie w imię tej prawdy mówił o mieszkańcach kilkunastu miejscowości, w których oddziały polskiego podziemia wymordowały mieszkańców narodowości ukraińskiej. To też byli cywile. Niedaleko Radymna jest wieś Małkowice. Tam zamordowano 116 osób. Czy w imię prawdy zostaną przypomniani?” - pyta w rozmowie z „GW”

eMBe/Wyborcza.pl