Paniczne próby przełożenia wyborów mają swoje uzasadnienie w sondażach Małgorzaty Kidawy-Błońskiej oraz samych notowaniach tej partii oraz braku poparcia społecznego. Czy zatem PO próbuje przejąć ponownie władzę w Polsce i wprowadzić system totalitarny?

 Jak możemy przeczytać na stronie portalu wpolityce.pl:

- Co jednak, jeśli się nie da przeprowadzić głosowania 10 maja, albo będzie miało ono charakter szczątkowy, ewidentnie ułomny? I co, jeśli rząd nie ogłosi stanu nadzwyczajnego? Odpowiedź jest oczywista: wejdziemy w bardzo poważny kryzys konstytucyjny. Andrzej Duda będzie prezydentem do 6 sierpnia, ale później będzie to urząd nieobsadzony.

I dalej:

- Sytuację będzie musiał wyjaśnić Trybunał Konstytucyjny, który zapewne nakaże rozpisanie nowych wyborów, albo zaleci wyznaczenie nowej daty głosowania w tej samej stawce kandydatów. Teoretycznie głos mógłby zabrać również Sejm, np. jakąś nową nowelą konstytucyjną, ale przy tej postawie opozycji to wątpliwe, pomijając już kwestię, czy Sejm może skorygować sytuację tak złożoną prawnie. Do tego jednak czasu, między 6 sierpnia a zaprzysiężeniem nowego prezydenta, głową państwa będzie marszałek Sejmu.

Podobna sytuacja już się w Polsce zdarzyła po katastrofie smoleńskiej, kiedy marszałkiem Sejmu był późniejszy prezydent Bronisław Komorowski.

O podobnym scenariuszu pisze też Ryszard Makowski na swoim profilu na Twitterze.

Czy podobny scenariusz wchodzi w grę i czy opozycja jest w to zaangażowana wspólnie z partią Jarosława Gowina? Niebawem wszystko się wyjaśni.

mp/wpolityce.pl/twitter