"Zwróciłem się do prokuratury z pytaniem, czy w aktach tzw. afery podsłuchowej znajdują się bilingi podsłuchujących kelnerów, które wskazują, że osoby te często kontaktowały się z ludźmi blisko powiązanymi z centralą PiS-u" - mówił Giertych w TVP Info.

"Trzeba to wyjaśnić przed wyborami, bo jedynym podmiotem, który zyskał na aferze podsłuchowej, był PiS" - dodawał.

Giertych wzywał, by ujawnić bilingi, bo nie ma sensu już je dzisiaj ukrywać. "Trzeba to pokazać, bo plotki o tym coraz szerzej się rozprzestrzeniają i - jeśli są zgodne z prawdą - świadczyłyby o tym, co marszałek Sikorski nazwał pełzającym zamachem stanu" - stwierdził.

"Gdyby się okazało, że partia opozycyjna, wykorzystując swoje dawne kontakty w CBA doprowadziła do podsłuchiwania rządu, żeby później to wykorzystywać w mediach, to byłaby niczym afera Watergate tyle, że w odwrotną stronę" - mówił o swoich niczym niepotwierdzonych pomysłach.

Giertych zwrócił również uwagę na działania podejmowane przez prokuraturę. "Prokuratura od dawna, jeśli bada tego typu grupy przestępcze, w tym przypadku nagrywające nielegalnie, to stosuje przepisy dotyczące zorganizowanej przestępczości. Dlaczego tutaj tak nie zrobiono, o co chodzi w tej sprawie?" - pytał. 

kad/tvp info