Portal Fronda.pl: Siły, które mają powstać na początku 2015 roku w ramach przygotowań do utworzenia właściwej szpicy, mogą być dla Polski w jakiś sposób realną pomocą?

Gen. Roman Polko: Moi koledzy często powtarzają, że artykuł 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, który ma gwarantować nam obronę, mówi w rzeczywistości o dobrowolnej pomocy, a więc o możliwości. Szpica, która jest ogłaszana propagandowo jako wielki sukces, to tak naprawdę żart. Oczywiście, warto od czegoś zacząć i taką szpicę mieć. Powinny tu być jednak docelowo siły co najmniej wielkości dywizji, a więc około 25 tysięcy żołnierzy, gotowych do natychmiastowego użycia. Jeśli chodzi o plany szpicy, to nie wiadomo tak naprawdę, czy tych kilkuset czy kilka tysięcy żołnierzy będzie mogło być w ogóle użytych. To nie takie proste, bo będzie nimi dowodził ktoś najprawdopodobniej w randzie podpułkownika.

A więc ta głośna szpica, którą tak chwali się polski rząd, to tak naprawdę tylko pozorowane działanie?

Nawet jeżeli będzie to 5 tysięcy żołnierzy, no to… Cóż, często państwo robicie zestawienia sił militarnych. To wszystko wyjaśnia. Pewnie, szpica to przydatny element do ewentualnego użycia, ale w żadnym razie to nie są wystarczające siły, żeby natychmiastowo odpowiedzieć na zagrożenie. To awangarda, straż przednia, ale nie siły, która mogłyby powstrzymać agresję przeciwnika na nasze terytorium – i to nawet wstępną.

Powiedział pan, że nie wiadomo, czy szpica będzie mogła zostać użyta ze względu na dowództwo.

Tak, kwestia decyzyjności to poważny problem. Kiedy te siły będą mogły wejść do działania? Czy dowódca tej brygady będzie w stanie samodzielnie podjąć taką decyzję, bo uzna, że dokonano agresji? To kwestia, która nie została rozstrzygnięta na szczycie NATO w Newport. Wciąż nie wiemy, kiedy możemy mówić o agresji i kto będzie podejmował decyzję o wejściu tej tak zwanej szpicy do działania. Obawiam się – i tak to teraz wygląda – że będzie to decyzja polityczna. A to oznacza, że wszystko będzie trwało w czasie bardzo długo.

Wracając jeszcze do wczorajszej decyzji Sojuszu. Po co nam tych kilkuset żołnierzy z Niemiec, Holandii i Norwegii?

Czechy i Węgry nie chcą nawet w tej szpicy partycypować. To jest rzeczywiście bardzo niewielka ilość w stosunku do tego, czym NATO dysponowało do 2002 roku, gdy istniały jeszcze siły natychmiastowego reagowania, później rozwiązane. Chodzi tu o efekt wsparcia moralnego. To bardziej propaganda, działa na pokaz, niż jakaś rzeczywista wartość bojowa.

NATO nie wie nawet, kto ma za powstanie i utrzymanie tej właściwej już szpicy zapłacić.

To pokazuje, że Sojusz nie potrafi działać wspólnie. Wydawałoby się, że taka struktura dysponuje jakimś wspólnym budżetem, który pozwala budować wspólną obronę. Tymczasem wszystko rozbija się o wolę polityczną. To nie jest kwestia pieniędzy. Tu nie chodzi o aż tak duże fundusze. Nie ma woli wśród państw członkowskich NATO, żeby coś takiego powstało. Podkreślam jeszcze raz postawę Czech i Węgier – państwa te stoją na czele tych, którzy tę spójność zamiast umacniać, rozbijają.

Czego Polska powinna wymagać od Sojuszu, żeby realnie zwiększyć nasze bezpieczeństwo?

Powinniśmy dążyć do tego, żeby NATO mówiło jednym głosem i posiadało wspólną strategię. Tak, jak takiej strategii nie mieliśmy w Afganistanie, tak nie mamy i dzisiaj wobec tego, co dzieje się za naszą wschodnią granicą. Gdy państwa natowskie dojdą do porozumienia w wymiarze politycznym, to gwarantuję panu, że wszystko ułoży się i w wymiarze wojskowym. Tu nigdy nie było problemu.

Odnośnie wspólnych działań NATO istotnym problemem jest kwestia członkostwa Ukrainy. Kijów deklaruje coraz częściej, że chciałby przystąpić do Sojuszu, ale na Zachodzie stanowiska są bardzo różne.

Ukraina nigdy nie wejdzie do NATO. Mówienie o jej członkostwie to myślenie życzeniowe. To jest całkowicie nierealne. Nawet wśród samych członków Sojuszu Ukraina ma zdecydowanych przeciwników. Ten kraj jest poza tym tak niestabilny, że w chwili obecnej nie ma naprawdę żadnych szans, żeby stał się członkiem NATO. Będzie co najwyżej współdziałał.

Obok niestabilności kluczowy wydaje się też zdecydowany sprzeciw Rosji wobec zbliżenia Ukrainy do Sojuszu.

Obie te rzeczy są ważne. Niestabilność Ukrainy to efekt celowej gry Rosjan, którzy wiedzą, że blokują w ten sposób wstąpienie Ukrainy zarówno do NATO, jak i do Unii Europejskiej. 

Rozmawiał Paweł Chmielewski