Nie można utrzymywać relacji wojskowych z USA, a gospodarczych, handlowych i informacyjnych - z Chinami. Konieczny jest wybór, mówi gen. Robet Spalding, były doradca prezydenta Donalda Trumpa ds. strategii. Jak wskazuje, Amerykanie wycofują swoje łańcuchy dostaw z Chin; chcą przenieść je do innych państw - w tym do Polski. Dlatego właśnie Spalding jest teraz nad Wisłą częstym gościem.

 

"Chińczycy odnieśli całkiem duży sukces jeśli chodzi o propagowanie ideologii wśród ludzi, ale także pod względem wpływania przy pomocy gospodarczych i finansowych powiązań na amerykańskie firmy w sposób sprzeczny z zasadami demokracji. Myślę, że widzieli w tym okazję" - powiedział Spalding w rozmowie z portalem "Forsal.pl".


"Nie chcieli walczyć z USA ze względu na amerykańską przewagę militarną. Postrzegali globalizację oraz pojawienie się Internetu jako szansę, aby skorzystać z Zachodu" - dodał.


Generał przyznaje, że Chińczykom udało się naprawdę dużo.


"Z naszego punktu widzenia przyjęliśmy Chiny ponieważ wierzyliśmy, że otwarty rynek przyniesie bogactwo, a bogactwo zaowocuje demokracją. Zatem wraz z pojawieniem się bogactwa, Chiny miały się zliberalizować i stać się bardziej kompatybilne z naszym systemem. Okazało się, że tak nie jest. Oni widzieli w tym szansę, a my wierzyliśmy, że możemy ich zmienić. W rzeczywistości widzimy, że to oni zmieniają nas" - wskazał.


Pytany o strategie USA w walce z Chinami, Spalding wskazał na demokrację i wolny rynek. Z konkretów wymienił cła. "Ważne są cła. Komunistyczna Partia Chin nie podejmuje decyzji rynkowych, ale decyzje narodowe, które opierają się o chęć dominacji w określonych branżach. Musimy zatem korzystać z ceł" - podkreślił wojskowy.


Według Spaldinga należy też "inwestować w demokrację", to znaczy "tworzyć infrastrukturę, bazę przemysłową (nauka, technologia, inżynieria, matematyka), wdukację, badania i rozwój". Jego zdaniem inwestyce w te obszary były długo na dalece za niskim poziomie.


Generał był pytany o plan Amerykanów wycofywania z Chin łańcuchów dostaw. Jak przekonywał, te łańcuchy będą trafiać do państw proamerykańskich, w tym - do Polski.


"Dlatego jestem już drugi raz w tym roku w Polsce i planuję kolejne wizyty nad Wisłą. Myślę, że Polska jest krajem, w który Ameryka powinna inwestować" - powiedział Spalding.


Jak dodał, oczekuje, że Polska będzie miała "gospodarcze, finansowe, handlowe i informacyjne relacje z USA", a Amerykanie "zrównoważą to wojskowym zaangażowaniem".


Amerykanin wskazał, że nie jest możliwe utrzymywanie dobrych relacji wojskowych z USA i jednocześnie gospodarczych, handlowych i informacyjnych z Chinami.


"Uważamy, że demokracja jest atakowana i jedyną możliwością, abyśmy mogli przetrwać, jest przetrwać wspólnie. Aby tak się mogło stać, musimy wspólnie rozpoznać zagrożenie. Niektóre kraje chcą mieć silne relacje w obszarze bezpieczeństwa z Ameryką i jednocześnie gospodarcze, finansowe, handlowe i informacyjne relacje z Chinami. To jest dla nas nie do zaakceptowania, ponieważ takie relacje podważają nasze zbiorowe bezpieczeństwo" - podkreślił.


Generał pytany o ocenę polskiej demokracji odmówił odpowiedzi. "To pytanie do Polaków, nie do mnie. Każdy kraj ma swoją własną ścieżkę. [...] System międzynarodowy, o który walczymy, ma dawać obywatelom różnych krajów możliwość określania, jaki model chcą mieć u siebie" - wskazał.


Wojskowy wskazywał następnie na bardzo poważne różnice między siecią 4G a siecią 5G. Sieć 4G, opartą o smartfony, zbudowały Stany Zjednoczone; Chińczycy chcą teraz zbudować 5G. Ale to bardzo problematyczna koncepcja. "Aby zamówić przejazd uberem, dziś można użyć smartfona. W technologii 5G będziemy mogli wyjść przed drzwi i powiedzieć słowo „uber”. Wówczas kamera zobaczy naszą twarz, przeczyta słowa z naszych ust lub za pomocą mikrofonu rozpozna nasz głos. Zatem 5G będzie wbudowane w cały świat wokół nas" - powiedział Spalding. Jak dodał, to oznacza, że z sieci 5G nie da się wyłączyć. Wszystkie dane o nas będą posiadać firmy - lub państwa.

"Daje to potężne narzędzia osiągania geopolitycznych celów oraz wpływania na indywidualne decyzje" - stwierdził.


Spalding mówił też o tym, dlaczego Stany Zjednoczone wycofały się z Bliskiego Wschodu. Jedynym powodem bytności USA w tym regionie, przyznał, były surowce energetyczne. "Dziś USA są energetycznie niezależne, więc nie potrzebujemy Bliskiego Wschodu. Co więcej, nie ma tam wielu demokracji" - podkreślił.

Jak wyjaśnił, Amerykanie mają na Bliskim Wschodzie swoje interesy strategiczne, ale będą one lepiej obsłużone przez zaangażowanie ekonomiczne lub dyplomatyczne, a nie militarne.

Spalding zaznaczył też, że w jego ocenie Rosja widzi swoją przyszłość jako państwo autorytarne u boku Chin.

bsw/Forsal.pl