Dziś we Francji odbył się protest przeciwko wzrostowi akcyzy na paliwo. Jak podało francuskie MSW, podczas blokady dróg zginęła kobieta, natomiast 47 osób zostało rannych. Policja aresztowała 24 osoby. 

Do śmierci uczestniczki blokady doszło 70 km od Lyonu na południowym wschodzie Francji. Kobieta została potrącona przez samochód, który przyspieszył na drodze blokowanej przez protestujących. Według ministra Christophe'a Castanera, kobieta wioząca dziecko do lekarza wpadła w panikę, gdy protestujący zaczęli uderzać w jej samochód, dlatego też przyspieszyła i przejechała jedną z uczestniczek blokady. 

W proteście brało udział ok. 40 osób w odblaskowych kamizelkach, w które muszą być zaopatrzeni w przypadku kłpotów na drodze. Właśnie od tego elementu garderoby blokada nazywana jest "protestem żółtych kamizelek". W całym kraju w akcji protestacyjnej uczestniczy ok. 124 tys. ludzi. 

Protestujący domagają się, aby rząd zrezygnował z planu podniesienia akcyzy na benzynę o 15 proc., a na paliwo dieslowskie o 23 proc. Według portalu The Local, protesty symbolizują "rozziew miedzy rządzącą we Francji elitą a obywatelami, zwłaszcza tymi mieszkającymi na wsi. To w nich wzrost akcyzy uderza bowiem najbardziej".

Protesty odbywały się w około 2000 miejsc; w Paryżu grupki ludzi usiłowały zablokować główne drogi na obrzeżach stolicy i - bez powodzenia - na reprezentacyjnych Polach Elizejskich. W wielu miejscach ludzie blokowali dojazdy do supermarketów. Wśród haseł umieszczanych na plecach kamizelek i plakatach było m.in. hasło "Za dużo podatków zabija naród".

Sytuacja we Francji pokazuje, że protesty odbywają się w każdym kraju, różne są natomiast reakcje władz i służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo. A policja we Francji potrafi być naprawdę brutalna, podczas gdy to polskie służby i rząd są oskarżane o brutalność wobec opozycji.

yenn/PAP, Fronda.pl