- To nieprzyjemna sytucja, działanie nakierowane może nie na sparaliżowanie, ale zaburzenie procesu przeprowadzania matury. To jest też cena, którą płacimy za internet - powiedział na antenie PR24 o alarmach bombowych podczas matur Marcin Smolik, dyrektor Centralnej Komisji Egzaminacyjnej.

274 tys. maturzystów przystępują do tegorocznego egzaminu dojrzałości. Matura z języka polskiego na poziomie podstawowym rozpoczęła się punktualnie o godz. 9.00.

Marcin Smolik (szef CKE) powiedział, że "udało się zapobiec wszelkim problemom, które wydawało się, że mogą być problemami jeszcze pod koniec kwietnia". - Czyli całej sytuacji związanej z klasyfikacją uczniów ostatnich klas techników czy liceów ogólnokształcących - mówił. - Mogły być takie sytuacje, że uczeń nie zdążył poprawić oceny i siłą rzeczy dyrektor wystawił jedynkę i ta osoba nie jest sklasyfikowana. Trzeba jednak mieć świadomość, że na oceny pracujemy nie tylko przez dwa ostatnie tygodnie szkoły, tylko przez cały rok szkolny - mówił.

W kilku szkołach w Polsce ogłoszono alarmy bombowe. Marcin Smolik uspokaja, że nie wpłynie to na organizację matur. - W tym roku do szkół w Polsce dotarły wiadomości e-mailowe o rzekomych atakach czy podłożonych ładunkach wybuchowych. To są nieprawdziwe wiadomości, nakierowane na sparaliżowanie przebiegu matury. Bardzo ściśle współpracujemy z KGP i CBŚ, dyrektorzy szkół zostali poinformowani, wiedzą, jak w takich sytuacjach reagować - podkreślił dyrektor CKE. - Na to ryzyko wszyscy są zawsze przygotowani - dodał.

- Na tę chwilę mam informację, że w czterech szkołach egzamin jest jeszcze zawieszony, czyli trwają czynności sprawdzające przez pirotechników. W niektórych placówkach rozpoczął się z opóźnieniem. Nie wpływa to na czas trwania egzaminu, on zostanie tak przedłużony, aby wszyscy maturzyści mieli tyle czasu przeznaczone na pisanie egzaminu, ile przeznaczone jest na dany arkusz - powiedział.

Jak ocenił gość PR24, "do przemyślenia jest cała kwestia harmonogramu egzaminów", ponieważ "mogą się zadziać różnego rodzaju wydarzenia, już nawet nie chodzi o strajk, ale klęski żywiołowe czy inne niespodziewane sytuacje, które co do zasady nie są przewidziane w prawie". - Dobrze by było wprowadzić przepis dający uprawnienia ministrowi edukacji narodowej czy szefowi CKE, by reorganizację harmonogramu w takiej sytuacji wprowadzić - mówił Marcin Smolik.

Polskieradio24.pl