W związku z oskarżeniami o działalność agenturalną na rzecz Rosji niektórym pomyliły się role agenta klasycznego i agenta wpływu. W polskiej energetyce czy w telekomach działają agenci klasyczni, których celem jest blokowanie jednych decyzji i sterowanie innymi decyzjami, ale nie opinią publiczną. Głoszenie, że sojusznikiem Polski jest Rosja, że trzeba ogłosić neutralność, że bazy USA to taka sama okupacja jak sowiecka – to nie są nieszkodliwe banialuki, lecz jest to zatruwanie opinii publicznej.

Celem jest przekonanie, że Rosja to takie samo państwo jak każde inne, a dla Polski nieszkodliwe, co służy jej polityce imperialnej. Wywiady udzielane Swiridowowi i Sputnikowi nie są nieszkodliwymi owocami głupoty. Jeśli kryterium ich oceny ma być osiągnięty efekt, to jest nim zalegendowanie organu rosyjskiej propagandy i dezinformacji wywiadu. Niektórym się wydaje, że spotkania Pawlaka z Gawriłowem to skandal, ale Brauna ze Swiridowem to dobra zabawa, cha-cha. Nawoływanie do działań ABW w wypadku agenta wpływu wynika albo ze złej woli, albo z kretynizmu, ale przyjmijmy, że także z naiwności. Zadaniem agenta wpływu jest zatruwanie umysłów. Za taką działalność nie można nikogo skazać, gdyż nie ma kary za poglądy. Dopiero trzeba przyłapać winnego na braniu pieniędzy od FSB lub SWR za taką działalność (casus Piskorskiego). Jeszcze inna sytuacja jest wówczas, gdy ktoś rozpowszechnia ruski intox, gdy ktoś nim steruje, wykorzystując jego ego: tylko ty możesz uratować Polskę przed zgubą, musisz tylko przekonać, że Rosja jest naszym sojusznikiem, a grożą nam USA. Ktoś też może samodzielnie stawiać na Rosję. Dlatego lepiej mówić o opcji rosyjskiej lub prorosyjskiej. Działalność świadoma czy nieświadoma daje jednak ten sam skutek.

Jerzy Targalski 

jozefdarski.pl