Rozmowa z Dmytro Kovalem z International Center for Law and Justice, wykładowcą prawa międzynarodowego na Uniwersytecie w Odessie.

 

Fronda.pl: Po szczycie NATO Ukraina nie otrzymała żadnej obietnicy integracji z Paktem. Czy Ukraińcy czują się zawiedzeni tą decyzja, czy byli raczej na nią przygotowani?

Dmytro Koval: Trudno się wypowiadać w imieniu wszystkich Ukraińców, ale eksperci na Ukrainie spodziewali się takiego rezultatu szczytu w Warszawie. Powszechnie tutaj wiadomo, że niektórzy europejscy członkowie NATO nie popierają idei rozszerzenia NATO na wschód. Ponadto, niektóre konkretne obietnice mogłyby mieć destabilizujący wpływ na konflikt zbrojny w Donbasie. Jestem pewien, że ten aspekt był brany pod uwagę  zarówno przez członków NATO jak i rząd ukraiński. Jednak niektórzy radykalni politycy na Ukrainie wyraża niezadowolenie z wyników szczytu NATO. Oni używają jastrzębiej retoryki, i podnoszą w debacie politycznej kwestie faktu, że znaczna część Ukrainy znajduje się pod opcją okupacją.

Szczyt w Warszawie został zorganizowany m.in. z powodu agresywnej polityki Rosji w Europie wschodniej. Czy nowa polityka NATO, nastawiona na wzmocnienie wschodniej flanki, jest w stanie osłabić agresywne zapędy Moskwy?

To zależy od perspektywy, z której możemy spojrzeć na sytuację. Z perspektywy wewnętrznej, wzmocnienie NATO może doprowadzić do wzmocnienia agresywnej retoryki rosyjskich polityków i wzrostu dychotomii postrzegania świata i jego zasad przez obywateli rosyjskich. Wynika to z faktu, że rząd rosyjski potrzebuje czynnika odciągającego uwagę społeczeństwa od trudnej sytuacji ekonomicznej. Czynnika, który będzie w stanie ukryć błędy w polityce gospodarczej, i pozwoli na podtrzymanie dobrego samopoczucia znacznej część rosyjskiej klasy średniej. Warszawski szczyt i jego ustalenia może być wykorzystany do uśmierzenia niepokojów wewnątrz społeczeństwa i po prostu odwrócić się od codziennych jego problemów. Niemniej jednak, z perspektywy zewnętrznej aktywność NATO może doprowadzić do osłabienia tendencji agresywnych Rosji. Federacja Rosyjska nie jest w stanie rozpocząć kolejnego wyścigu zbrojeń i nie może budować relacji z NATO w sposób destrukcyjny.

W czasie warszawskiego szczytu podjęto decyzję o wysłaniu żołnierzy amerykańskich I zachodnioeuropejskich do Polski I krajów bałtyckich. Czy ta decyzja może mieć wpływ na zaognioną sytuację na wschodzie Europy, spowodowaną rosyjską agresją w Donbasie?

Rosja jest zdecydowanie niezadowolona z obecności wojskowej NATO w tych krajach. We wschodniej Ukrainie stara się ona osiągnąć bardzo konkretne cele: federalizacja Ukrainy, przyjęcie nowej konstytucji, która pozwoli do pewnego stopnia Rosji kontrolować politykę Kijowa, anulowanie sankcji wobec reżimu itp. Wysłanie wojsk na wschodnią flankę NATO znacznie utrudnia Rosji zrealizowanie tych celów, więc w tym sensie może ono mieć wpływ na dalsze rosyjskie działania na tym terenie, które trudno teraz antycypować.

Konflikt w Donbasie wydaje się być zamrożony. Czy istnieje szansa na rozwiązanie go w sposób pokojowy, I jak zaangażowanie krajów NATO mogłoby w tym pomóc?

Konflikt w Donbasie może być traktowany jako jeden z zamrożonych, ale osiągnięty rozejm jest bardzo niestabilny. Codziennie kilka żołnierze ukraińskiej armii umiera z powodu ostrzału, mamy do czynienia z atakami grup dywersantów itp. Członkami NATO uczestniczącymi w procesie negocjacji są Francja i Niemcy, ale działają na własną rękę. Myślę, że wsparcie i zaangażowanie tych dwóch państw w procesie  negocjacji ma zasadnicze znaczenie dla osiągnięcia trwałego pokoju na Ukrainie.

W tej chwili Ukraina ma niestabilne granice I pozostaje w konflikcie z mocarstwem atomowym, jakim jest Rosja. Ale przyszłości, kiedy konflikt zostanie zażegnany, czy moglibyśmy wyobrazić sobie obecność Ukrainy w NATO? I jak długa droga do członkostwa w Pakcie czekać może Kijów?

Sama idea dołączenia NATO staje się coraz bardziej popularna na Ukrainie. I to zarówno w społeczeństwie jak i państwowych urzędników. To jest bardzo trudne do przewidzenia, jak długa będzie nasza droga do paktu. Chciałbym, żeby nie zajęło to więcej niż 5 lat.

Rozmawiał Bartosz Bartczak