Jadwiga Rogoża z Ośrodka Studiów Wschodnich rozmawiała z Sebastianem Kucharskim z Gazety Wyborczej.

Rogoża wskazała, że rosyjskie władze zainteresowały się internetem na przełomie 2011 i 2012 roku. Wtedy w sieci pojawiła się krytyka władz. Od tego czasu internet monitorują służby specjalne. Roskomnadzor decyduje o tym, kto dostanie licencję na działalnośc w sieci. Prowadzi także „czarną listę” zakazanych stron. Prokuratura może bez nadzoru blokować „ekstremistyczne” strony.

Prokremlowska propaganda jest w internecie niezwykle aktywna. Ma do swojej dyspozycji prawdziwą armię anonimowych użytkoników. Trollują oni strony i blogi oponentów Putina. Dodatkowo rekrutuje się sprzymierzeńców spośród popularnych blogerów czy osób o prokremlowskich poglądach.

„Są to tysiące osób” – przekonuje Rogoża. Co ciekawe, część z nich prowadzi podwójną grę. Np. rosyjski bloger Ilja Warłamow wyrażał poglądy teoretycznie opozycjne, ale de facto wspierające władzę. Kreml organizuje też ataki na prawdziwie opozycyjnych autorów. Przeciwko jednemu z nich wszczęto nawet kampanię oskarżeń o pedofilię, choć oskarżenia się nie potwierdziły.

Rosjanie rekrutują też obcokrajowców. Dotyczy to nie tylko świata anglojęzycznego, ale także Polski. Nie wiadomo, ile dokładnie jest organizacji propagandowych. Zdaniem Rogoży „Kreml rozdzielał duże środki” na takie działania.

Pac/ gazeta wyborcza