Rosyjscy obywatele na pokładzie airbusa A321 w Egipcie mogli stać się ofiarami dżihadystów. Jeżeli takie wyniki przyniesie śledztwo ws. katastrofy samolotu lecącego z kurortu Szarm el-Szejk w Egipcie do Petersburga, dla Kremla i samego Władimira Putina będzie to oznaczało olbrzymi problem. Dżihadyści z tzw. Państwa Islamskiego już obwieścili, że zamach był zemstą za rosyjskie zaangażowanie w wojnie w Syrii. Co czeka Putina i Rosję? Oto cztery scenariusze.

Dane wywiadowcze wskazują na to, że 224 osoby na pokładzie rosyjskiego airbusa mogły paść ofiarami dżihadystów - stwierdził w czwartek premier Wielkiej Brytanii David Cameron. Pentagon, a potem prezydent USA Barack Obama uznali, że Brytyjczycy mogą mieć rację. Dżihadyści już dwukrotnie w ostatnich dniach poinformowali, że katastrofa z 31 października nad Półwyspem Synaj była zamachem i się do niej przyznali.

A oto cztery scenariusze:

Scenariusz 1: wyparcie. Dopóki dowody na zamach nie będą zupełnie ewidentne, Rosjan będzie "kusiła perspektywa wypierania tej możliwości do samego końca" - pisze portal Radia Wolna Europa. Redakcja wskazuje, że zrzucenie winy na problem techniczny maszyny też będzie dla Rosji "niewygodne", ale z drugiej strony - katastrofy z udziałem rosyjskich samolotów po rozpadzie ZSRR w 1991 r. były dosyć częste, w związku z tym istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, by Rosjanie za katastrofę obwinili bezpośrednio Putina.

Scenariusz 2: zrzucenie winy. Jeżeli doszło do zamachu, Kreml może postąpić podobnie jak na Ukrainie ws. zestrzelenia samolotu linii Malaysia Airlines, na pokładzie którego zginęło w lipcu ub. roku 298 osób zabitych z rosyjskiej rakiety systemu Buk wystrzelonej przez prorosyjskich rebeliantów lub samych Rosjan w Donbasie. Kreml może więc zrzucić odpowiedzialność w przypadku zamachu na Egipt, uznając, że Kair powinien był zamknąć częściowo przestrzeń powietrzną nad Synajem. Tego nie zrobiła i nie ostrzegła o zagrożeniu Ukraina i rok temu doszło do katastrofy. Teraz ten błąd popełnił Egipt.

Scenariusz 3: obwinianie Zachodu. To ulubiona gra Putina i jego administracji, zwłaszcza w trakcie trzeciej, trwającej właśnie kadencji prezydenckiej - pisze Radio Wolna Europa. Putin rzecz jasna nie stwierdzi, że zamach przeprowadziły Stany Zjednoczone lub inne zachodnie służby. Przypomni jednak "przy okazji", że za protesty przeciwko niemu samemu w Moskwie w 2011 i 2012 r. oraz za zbrojenie separatystów na Kaukazie winę ponoszą USA. Uzna też, że deklaracje Waszyngtonu i innych zachodnich stolic, które po rozpoczęciu rosyjskich nalotów w Syrii 30 września ostrzegły Moskwę o możliwej zemście dżihadystów i zagrożeniu życia rosyjskich obywateli, "sprowokowały terrorystów" do ataku. Doda, że to USA są odpowiedzialne za powstanie IS, bo to one zaatakowały ponad 10 lat temu Irak.

Scenariusz 4: przyjąć i zacząć działać Rosja może nie mieć wyboru i przyjąć, że do zamachu doszło. Wtedy Putin wykorzysta zamach dokonany przez dżihadystów do podkreślenia, że jego kraj jest oblężoną twierdzą. Zwróci się do rodaków tłumacząc im, że - jak widzą - muszą się bronić tak przed Zachodem jak i islamskim terroryzmem. Rosja jednak "buntuje się" przeciwko takiemu porządkowi świata i jej obywatele "muszą się zjednoczyć" w obliczu zagrożeń.