Od dłuższego czasu dyskutuje się w Niemczech pomysł skrócenia tygodnia pracy do czterech dni. Ma to być sposób na zaradzenie wywołanemu pandemią koronawirusa kryzysowi i ratowanie miejsc pracy. Okazuje się, że wcielenie tego pomysłu w życie jest coraz bardziej prawdopodobne. Aprobatę dla czterodniowego tygodnia roboczego wyraził w opublikowanym dziś na łamach niemieckich dzienników należących do koncernu Funke niemiecki minister pracy Hubertus Heil.

- „Zredukowany czas pracy przy częściowym wyrównaniu płacowym mógłby być odpowiednim środkiem, gdyby partnerzy społeczni się na to zgodzili. Potrzeba nam dobrych i pragmatycznych pomysłów, by wspólnie przetrwać kryzys” – zapewnia polityk.

Wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy w przemyśle metalowym i elektromaszynowym zaproponował związek zawodowy IG Metall. Zdaniem lidera związku, pozwoli to na utrzymanie miejsc pracy, które w innym przypadku będą musiały zostać zlikwidowane. Zaznacza przy tym, że takiemu rozwiązaniu musiałyby towarzyszyć wyrównania płacowe dla pracowników.

Na skrócenie czasu pracy przystały takie firmy, jak Daimler czy Bosch.

Propozycja ta budzi w Niemczech jednak również kontrowersje. Szef Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarczych Marcel Fratzscher przekonuje, że jest ona możliwa do zrealizowania tylko przy niepełnym wyrównaniu płac. Rada Gospodarcza CDU z kolei sprzeciwia się skróceniu wymiaru czasu pracy z ograniczonym wyrównaniem płacowym w branżach objętych restrukturyzacją.

kak/PAP, forsa.pl, fronda.pl