Sędzia Wojciech Łączewski w ostatni dzień kampanii wyborczej pokazał dowodnie, dlaczego reforma sądownictwa jest niezbędnie konieczna. Choć wykonywany zawód niejako narzuca mu apolitczność, Łączewski dokonał wielkiego politycznego gestu: zrezygnował z pełnionego urzędu sędziego, a ponadto złożył donos do prokuratury na ministra Zbigniewa Ziobrę.

Łączewski wydał szumne oświadczenie, w którym twierdzi, jakoby wielce troszczył się o polską demokrację. Tymczasem demokratyczne państwo prawne ma "chylić się ku upadkowi". Łączewski ubolewa widząc, jakoby rząd prowadził "hybrydową wojnę" z sędziami. Przekonuje, że władze PiS chcą "uzależnić sędziów od polityków". Nie wiemy, co na to Sławomir Neumann; mógłby chyba nieco sprostować skargi Łączewskiego. Ale zostawmy to.

Sędzia Łączewski tymczasem nie tylko wycofał się z pracy w wymiarze sprawiedliwości, ale... złożył też do prokuratury zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez ministra Zbigniewa Ziobrę, rzeczników dyscyplinarnych sędziów, dziennikarza Wojciecha Biedronia oraz administratorów konta KastaWatch na Twitterze. Łączewski twierdzi, jakoby wymienione osoby a także inne grupy w resorcies sprawiedliwości siały tzw. "hejt" wobec sędziów.

bsw/wyborcza.pl