Zachowanie Antoniego Macierewicza jest formą protestu przeciwko wyrokom, które w jego oraz moim przekonaniu są po prostu niesprawiedliwe. Ludzie, którzy wykonują dobrą pracę dla państwa polskiego, są ciągani po sądach, ścigani przez komorników i przez prokuratorów, a ci którzy przez całe lata szkodzili temu państwu, stwarzają pozory, że działają zgodnie z literą prawa. To jest sytuacja surrealistyczna, ale ona niestety dzieje się naprawdę.

W podobny sposób Krzysztof Wyszkowski za swoje wypowiedzi o Lechu Wałęsie był ciągany po różnych sądach, też miał wygłosić przeprosiny w telewizjach komercyjnych, co miało go kosztować dziesiątki tysięcy złotych.

Jeżeli w państwie prawa zapadła decyzja sądu, to jest to decyzja obligatoryjna i należy się jej podporządkowywać. Warto się jednak zastanowić, na ile decyzje, które zapadają w polskich sądach są decyzjami litery prawa? Przypomnę tu pewną prowokację dziennikarską z udziałem prezesa Sądu Okręgowego w Gdańsku. Cała Polska mogła usłyszeć, jak pan prezes w rozmowie z dziennikarzem, przedstawiającym się jako asystent szefa kancelarii Donalda Tuska, zgodził się na wypuszczenie z aresztu prezesa Amber Gold. Jeżeli słyszymy takie deklaracje ze strony sędziów, to można mieć obawy i trzeba je mieć, że ich decyzje częstokroć mają niewiele wspólnego z prawem. A przecież to nie był jedyny tego typu przypadek, to był przypadek po prostu bardzo dobrze udokumentowany. Skoro Polska niezupełnie jest państwem prawa, to przynajmniej moralny sprzeciw wobec decyzji sądów jest w pełni uzasadniony.

Not. ED