Przez osiem lat żył Pan jako kobieta. Może Pan opisać to doświadczenie?

- Z początku było zabawnie, jakbym się wcielił w postać z bajki, potem poczułem pustkę. Żyłem jako Laura Jensen przez trzy lata zanim poddałem się operacji tzw. zmiany płci. Okazało się, że operacja nie zmieniła nic, pogłębiła tylko moje zanurzenie w świecie iluzji. Problemy osób transseksualnych nie są rozwiązane przez operację - i to jest właśnie powodem wysokiego odsetka (30 procent) prób samobójczych u osób, które zmieniły płeć.

Głęboko odczuwam ból osób transseksualnych, rozumiem ich i im współczuję. Ale ani zrozumienie, ani współczucie nie powstrzymuje mnie przed zdecydowanym twierdzeniem, że tylko pomoc psychologiczna jest w ich przypadku właściwym rozwiązaniem. Sam tego doświadczyłem i zrozumiałem w najtrudniejszy sposób. Gdy rozpadła się moja rodzina, osiem lat żyłem w świecie fantazji i samooszukiwania. Gdy w pełni zrozumiałem tragedię, której byłem ofiarą i sprawcą, było za późno. Zrujnowałem już życie mojej żony, moich dzieci i własne.

A czy mogło to być skutkiem błędnie postawionej diagnozy? Może nie był Pan osobą prawdziwie transseksualną?

Rozpowszechnienie w USA operacji zmiany płci jest zasługą  psychiatry o nazwisku Paul Walker. To on jest odpowiedzialny za opracowanie standardów oceny klinicznej, mającej na celu rozpoznanie, czy dana osoba powinna przechodzić operację zmiany płci.

W moim przypadku ocena mojego problemu była zdecydowanie powierzchowna. Psychiatra nie zwrócił uwagi na przykład na to, że jako chłopiec byłem wielokrotnie wykorzystywany seksualnie przez dorosłych mężczyzn. Psychiatrą, który dał pełne przyzwolenie na moje okaleczenie był Paul Walker.

 
oprac. Philo