W pomorskim Tczewie brakuje karetek pogotowia. Jak informuje Onet coraz częściej po chorych zamiast karetek przyjeżdżają wozy strażackie w ramach tzw "izolowanych zdarzeń medycznych". O powadze sytuacji świadczy przypadek 75-letniej kobiety, która zmarła, czekając przez kilka godzin na przyjazd karetki.

- Babcia powiedziała mi, że źle się czuje - bolały ją plecy, wymiotowała. Przyjechałam do niej i zadzwoniłyśmy na 112. Pierwszy telefon wykonałam około 11.30. Dyspozytor kazał mi kupić pyraloginę i ketonal. Leki miałam podać babci i zadzwonić za godzinę, by poinformować, czy stan się poprawił. Tak się nie stało. Koło trzynastej znowu zadzwoniłam na 112. Nic się nie poprawiło, zatem chcieliśmy pomocy medycznej dla babci. Usłyszeliśmy, że nie ma wolnych karetek - że będziemy musieli poczekać trzy godziny - tak dla portalu tcz.pl zdarzenie zrelacjonowała wnuczki zmarłej kobiety.

- U dyspozytora usłyszałam, że szybciej przyjedzie straż pożarna niż karetka. Tuż przed godz. 16 babcia straciła przytomność. Ponownie zadzwoniłam na 112 i wezwałam karetkę. Dyspozytor poinstruował mnie, że mam wezwać kogoś do pomocy - poszłam do sąsiadki - a on później mówił mi, co mamy robić np. na wypadek wymiotów - kontynuuje pani Aneta.

Zgodnie z relacją pani Anety karetka przyjechała dopiero o godzinie 16, a więc ponad 4 godziny od pierwszego telefonu. Niestety starszej kobiety nie udało się uratować, pomimo reanimacji.

Sprawa zostanie zbadana przez przedstawicieli urzędu wojewódzkiego.

Ponadto dziennikarze Onetu zapytali tczewskich strażaków, czy rzeczywiście zdarza im się jeździć do chorych w zastępstwie karetek.

- W naszej nomenklaturze są to "izolowane zdarzenia medyczne". Gdy dyspozytor ratownictwa medycznego nie ma dostępnej karetki na miejscu, dzwoni do nas. Gdy nie było koronawirusa, takie sytuacje występowały sporadycznie, w ostatnim czasie odnotowaliśmy jednak wzrost zdarzeń - powiedział Onetowi rzecznik tczewskiej straży pożarnej kpt. Michał Myrda.

jkg/onet